O przekazaniu sprawy do sądu poinformował ją prowadzący śledztwo Arseni Nikolski, z którym też spotkała się we wtorek. Data procesu dziennikarza, któremu postawiono zarzuty z dwóch artykułów, powinna być ogłoszona w ciągu dwóch tygodni.

Reklama

Jak przekazała, korespondent "GW" "złożył kilka wniosków, przede wszystkim o to, by na proces został wezwany poszkodowany, czyli prezydent Alaksandr Łukaszenka". "Chce również, by do sprawy dołączono pewne stenogramy z konferencji prasowych, na których Łukaszenka sam mówi, że wybory zostały sfałszowane i nazywa siebie dyktatorem" - dodała.

Aksana Poczobut powiedziała, że mąż czuje się "dobrze i dziarsko". "Prosił przekazać wszystkim, że nie trzeba, żeby nim handlowali, nie trzeba z jego powodu iść na ustępstwa" wobec władz - zaznaczyła. Dodała, że do korespondenta "GW" przychodzi do aresztu "bardzo dużo korespondencji, ma już całą reklamówkę".

Przekazała też, że nadal nie odwiedził Poczobuta w areszcie ksiądz, o którego wizytę dziennikarz prosił krótko po aresztowaniu ponad miesiąc temu. Nie wiadomo, czemu prośba nie została spełniona.

Andrzej Poczobut jest oskarżony o znieważenie głowy państwa, za co grozi kara do dwóch lat więzienia oraz zniesławienie, za co maksymalna kara to cztery lata pozbawienia wolności. Dziennikarz jest jednocześnie szefem Rady Naczelnej nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi.

Sprawa przeciwko korespondentowi "GW", którą wszczęła prokuratura obwodu grodzieńskiego, dotyczy jego ośmiu artykułów w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.