Około stu osób zostało zatrzymanych podczas zgromadzenia na placu przy dworcu kolejowym. Późniejsza wieczorna akcja protestu w Mińsku była nieliczna, i jak informuje niezależna gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti", nie doszło podczas niej do zatrzymań.

Reklama

Do niedzielnych protestów wzywali inicjatorzy akcji o nazwie Rewolucja Poprzez Sieci Społeczne, które od kilku tygodni odbywają się na Białorusi co środę. Ich uczestnicy wychodzą na centralne place miast w milczeniu, jedyną oznaką krytyki polityki władz jest głośne klaskanie.

Jak podaje Wiasna, pierwsza fala zatrzymań odbyła się w Mińsku w pierwszej połowie dnia, w czasie defilady wojskowej z okazji Dnia Niepodległości. Inicjatorzy protestów wzywali do zaklaskania przemówienia Alaksandra Łukaszenki. Do tego nie doszło, ale milicja "cicho i niezauważalnie" wyłapywała z tłumu uczestników zgromadzenia - piszą "Biełorusskije Nowosti".

Łukaszenka w krótkim wystąpieniu oskarżył pewne państwa, że narzucają jego krajowi "scenariusze kolorowych rewolucji" a ich celem jest "rzucenie na kolana" Białorusi. Podkreślił, że "system bezpieczeństwa narodowego jest zawsze gotów do obrony ustroju konstytucyjnego i suwerenności państwa".

Reklama

Na placu przed dworcem kolejowym zatrzymania zaczęły się tuż przed godz. 19 czasu lokalnego (godz. 18 czasu polskiego) i stały się brutalne. Na oczach licznych dziennikarzy młodzi mężczyźni w cywilu, prawdopodobnie milicjanci, wbiegali między grupki zgromadzone na placu, chwytali wybrane osoby za ręce i nogi i biegiem wynosili je do autobusów bez numerów. W powietrzu czuć było gaz pieprzowy.

Milicjanci przegonili nawet parę, która szła z wózkiem dziecięcym. "Zaczęli mnie pchać, nie patrząc na to, że mam małe dziecko. Plują na to, mają tępe spojrzenia, wszystko im jedno. A nasi ludzie milczą. Ile może to trwać? Po prostu nie mam słów!" - powiedziała PAP kobieta.



Reklama

Z mikrobusów wysiadali mężczyźni w sportowych strojach, którzy ustawiali się na ulicy w kordony, rozdzielając ludzi na mniejsze grupy. Od czasu do czasu wśród ludzi wybuchały oklaski i gwizdy. Kierowcy samochodów stojących na światłach naciskali na klaksony.

Jak podaje Wiasna, zatrzymani uczestnicy protestów trafili do aresztu śledczego przy ul. Akreścina. Wobec 50 osób sporządzono protokoły milicyjne dotyczące drobnego chuligaństwa.

Trzeci etap milczących protestów zapowiadano zaraz po pokazie sztucznych ogni o godz. 23 czasu lokalnego (godz. 22 czasu polskiego). Jednak po pokazie słychać było rzadkie oklaski i kilka okrzyków "Żywie Biełaruś!" ("Białoruś żyje!"). Na pobliskiej arenie trwał świąteczny koncert.

Oficjalne obchody Dnia Niepodległości trwały w całym kraju - odbywały się koncerty, imprezy sportowe, festyny. W niektórych miastach odbyły się także akcje protestu. Według opozycyjnej gazety "Nasza Niwa" w Mohylewie wzięło udział w proteście około tysiąca osób, w Grodnie, Brześciu i Homlu - kilkaset. Brak jeszcze informacji o liczbie zatrzymanych w całym kraju.

Dzień Niepodległości Białoruś obchodziła najpierw, na początku lat 90., 27 lipca - w dzień ogłoszenia deklaracji suwerenności w 1991 roku. Święto przeniesiono na 3 lipca w 1996 roku, z inicjatywy Łukaszenki, zatwierdzając decyzję w referendum. 3 lipca jest uznawany oficjalnie za datę wyzwolenia Mińska spod okupacji hitlerowskiej w 1944 roku.

Demokratyczna opozycja białoruska za święto narodowe uznaje 25 marca - Dzień Wolności, upamiętniający rocznicę proklamowania w 1918 roku Białoruskiej Republiki Ludowej, pierwszego w historii państwa białoruskiego.