W opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla regionalnej gazety "Mitteldeutsche Zeitung" Deutschmann poinformował, że frakcje parlamentarne chadecko-liberalnej koalicji przygotowały projekt nowelizacji ustawy o aktach Stasi.

Reklama

Zostanie do niej wprowadzony zapis, zakazujący zatrudniania byłych oficjalnych bądź nieoficjalnych pracowników Stasi w urzędzie, sprawującym pieczę nad aktami dawnej NRD-owskiej bezpieki. W instytucji tej pracuje obecnie 47 osób, które w czasach NRD były na etacie Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa.

Planowana nowelizacja to efekt zabiegów nowego szefa urzędu ds. akt Stasi Rolanda Jahna, który uznał, że obecność byłych agentów w instytucji służącej rozliczeniu z komunistyczną przeszłością to "policzek wymierzony ofiarom reżimu".

Niemiecka opozycja ma jednak spore wątpliwości co do nowej regulacji, bo - według jej inicjatorów - miałaby ona działać wstecz i objąć osoby zatrudnione w urzędzie ds. akt Stasi od dwudziestu lat. Zdaniem wiceprzewodniczącego Bundestagu socjaldemokraty Wolfganga Thierse taka ustawa byłaby sprzeczna z konstytucją. Z kolei w opinii posłanki postkomunistycznej Lewicy Luc Jochimsen planowana nowelizacja to zwykły populizm.

Dawnych pracowników wschodnioniemieckiej bezpieki zatrudniano w urzędzie ds. akt Stasi często dlatego, bo pierwszy szef tej instytucji Joachim Gauck uważał, iż przydatna jest ich wiedza na temat archiwów i działania komunistycznych służb. Obecność tych osób w urzędzie budzi kontrowersje od kilku lat, ale władze instytucji wskazywały, że wykonują one swoje obowiązki bez zarzutu, nie zataiły przeszłości przed pracodawcą i dlatego nie ma podstaw do ich zwolnienia.

Jak pisze agencja dpa, ze sporządzonej dla urzędu ds. akt Stasi ekspertyzy wynika, że wprawdzie osobom tym nie można wypowiedzieć umowy o pracę, ale możliwe jest przeniesienie na stanowiska w innych instytucjach państwowych.