Według niego za cały skandal odpowiada jeden z wyższych funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego VOS. Podsłuchiwanie dziennikarzy miało na celu sprawdzenie, w jaki sposób media zyskały dostęp do tajnych informacji.

Reklama

Galko w piątek po południu bronił się mówiąc, że wszystkie podsłuchy były legalne, a służby miały niezbędne zezwolenia sądowe. Minister sam też - nie wymieniając żadnych nazwisk - wskazał źródło przecieku na podstawie listy pracowników, którzy mogli mieć dostęp do tajnych informacji, ujawnionych później przez media.

Jak tłumaczył, wszyscy funkcjonariusze z listy, z wyjątkiem jednego, poddali się badaniu wykrywaczem kłamstw. Agenta natychmiast przekierowano na inne stanowisko; obecnie czeka on na postawienie zarzutów.

"Ujawnił dokument, spis informacji operacyjnych, a jedną jego część, paradoksalnie, opublikował także dziennik +Pravda+" - mówił.

To wszystko - zdaniem byłego ministra - stanowi dowód, że wojskowe służby informacyjne pod jego kierownictwem nie naruszyły prawa. Zauważył, że być może doszło do wycieku większej ilości tajnych dokumentów, które z czasem mogą pojawić się jako element walki politycznej.

10 marca 2012 roku odbędą się na Słowacji przedterminowe wybory parlamentarne. Sondaże wskazują, że rządząca centroprawica będzie musiała przekazać władzę lewicowej opozycji.

Wiadomości na temat jednej z największych w historii Słowacji afer podsłuchowych wyszły na jaw przed tygodniem. Prasa podała, że agenci wywiadu wojskowego VSS i kontrwywiadu VOS podsłuchiwali rozmowy telefoniczne szefa telewizji TA3 Michala Guczika oraz dziennikarzy lewicowego dziennika "Pravda". Wywiad zbierał też informacje na temat stanu ich zdrowia, życia intymnego itp. Obserwowano również panią premier.

Reklama

W konsekwencji afery podsłuchowej minister Galko stracił stanowisko w rządzie. Prezydent Ivan Gaszparovicz na razie nie wyznaczył jego następcy.

Afera podsłuchowa wzbudziła niepokój sojuszników należącej do NATO i Unii Europejskiej Słowacji. "Partnerzy przestają wierzyć naszym służbom, to poważny problem" - mówiła premier Radiczova.