84-letnia Lenore Zimmerman wracała 29 listopada z Nowego Jorku na Florydę. Na lotnisku poprosiła, by na bramce kontrolnej nie prześwietlać jej w skanerze rentgenowskim, gdyż ma wszczepiony defibrylator.
Sprawdzający pasażerów kontrolerzy z Agencji Bezpieczeństwa Transportu (TSA) zaprowadzili ją wtedy na zaplecze, gdzie kazano jej zdjąć spodnie i bieliznę osobistą. Pani Zimmerman porusza się na wózku inwalidzkim.
Tego samego dnia podobna przygoda spotkała na lotnisku Kennedy'ego 66-letnią Lindę Kalish. Kiedy przechodziła przez elektroniczny wykrywacz metali, rozległ się alarm wywołany - jak się okazało - przez pompę insulinową i monitor glukozy, przytwierdzone do jej nóg. Kobietę także zaprowadzono do osobnego pokoju, gdzie agentka TSA poleciła jej zdjąć spodnie; Linda Kalish jest chora na cukrzycę.
Inną ofiarą gorliwości funkcjonariuszy TSA była 88-letnia Ruth Sherman. Kazano jej zdjąć spodnie, gdyż podejrzenia wzbudziło wybrzuszenie na jej ubraniu, które okazało się być workiem kolostomijnym.
TSA tłumaczy się, że "wszyscy pasażerowie muszą być sprawdzeni na obecność materiałów wybuchowych". Amerykańska agencja kontrolna, w odróżnieniu np. od analogicznych służb w Izraelu, nie może stosować "profilowania", tzn. kontroli selektywnej. Grozi wtedy oskarżenie o dyskryminację niektórych kategorii pasażerów, np. młodych, albo o nieeuropejskim wyglądzie.