W walce z nękającym strefę euro kryzysem Merkel pokonała w zeszłym tygodniu kolejną przeszkodę. Bundestag na wniosek rządu zgodził się w czwartek na pomoc finansową dla hiszpańskich banków.
Imponujący na pierwszy rzut oka wynik głosowania (473 z 583 obecnych deputowanych poparło projekt) jest raczej kolejnym już ostrzeżeniem dla Merkel i jej koalicyjnego rządu partii chadeckich CDU i CSU oraz liberalnej FDP niż świadectwem siły rządzącej od trzech lat koalicji.
Niemieckie media zwracają uwagę, że koalicji rządowej po raz kolejny nie udało się uzyskać absolutnej większości, gdyż co najmniej 26 posłów z obozu rządowego głosowało przeciwko własnemu projektowi, co świadczy o rosnącym niezadowoleniu we własnych szeregach z forsowanej przez Merkel polityki. Tylko poparcie największych partii opozycyjnych - socjaldemokratów (SPD) i Zielonych - pozwoliło i tym razem (tak jak wcześniej w przypadku pomocy dla Grecji) na szybkie uchwalenie ustawy.
Merkel nie dysponuje poparciem koniecznym do podejmowania ważnych decyzji, utraciła zdolność do działania - ocenił poseł SPD Thomas Oppermann.
Dla kierującej od siedmiu lat rządem Merkel ten rok jest wyjątkowo pechowy. Zaczął się skandalem z prezydentem Christianem Wulffem, jej faworytem na najwyższy urząd w państwie. Z powodu niejasnych powiązań z biznesem Wulff musiał ustąpić ze stanowiska, a jego następcą został - wbrew wcześniejszym planom Merkel - pastor Joachim Gauck.
W maju partia Merkel, CDU, poniosła klęskę w wyborach do parlamentu najludniejszego kraju związkowego Północna Nadrenia-Westfalia (NRW). Chwieje się najpoważniejszy projekt rządu - rewolucja energetyczna, polegająca na zastąpieniu energii atomowej energią odnawialną, a obywatele głośno wyrażają niepokój z powodu groźby wzrostu cen prądu.
Niemieccy komentatorzy zgodnie określają stan koalicji chadeków i liberałów mianem "chaosu". Dwie mniejsze partie, CSU i FDP, w trosce o własny prestiż przedstawiają raz po raz pomysły podważające linię pani kanclerz, nie wahając się nawet grozić wyjściem z koalicji.
Za granicą, szczególnie w krajach, które jak Grecja czy Hiszpania najbardziej ucierpiały w wyniku kryzysu, Merkel stała się symbolem zła i niemieckiej arogancji. Polityka dyscypliny budżetowej i cięć wydatków postrzegana jest jako przyczyna zaostrzenia kryzysu.
Brytyjski "New Statesman" nazwał Merkel "najbardziej niebezpiecznym przywódcą Niemiec od czasów Adolfa Hitlera". Dlaczego wszyscy lubią nienawidzić Angelę Merkel? - zastanawia się amerykański tygodnik "Time".
Na niemieckich wyborcach krytyczne opinie zagranicznych i rodzimych komentatorów nie robią jednak wrażenia. W lipcowym sondażu telewizji ARD zadowolenie z pracy pani kanclerz wyraziło aż 66 proc. Niemców, co jest najlepszym wynikiem od początku obecnej kadencji. CDU prowadzi z wyraźną przewagą nad największym konkurentem - SPD.
To paradoks - przyznaje w rozmowie z PAP niemiecki politolog Gerd Langguth, autor wznawianej wielokrotnie biografii Merkel. Wśród powodów jej ogromnej popularności wymienia na pierwszym miejscu brak politycznej alternatywy.
W SPD nie ma nikogo, kto mógłby jej poważnie zagrozić - mówi. Dodaje, że osobowość Merkel wzbudza w Niemcach zaufanie. Szefowa rządu robi wrażenie skromnej i niezwykle pracowitej - podkreśla Langguth, dodając, że w czasach kryzysu Merkel sprawia wrażenie polityka najbardziej kompetentnego, zachowującego kontrolę nad niezrozumiałymi dla większości obywateli procesami.
Obywatele są przekonani, że Merkel walczy jak lwica o ich interesy. Dlatego im mocniej zagraniczne media i politycy ją atakują, tym większa jest solidarność Niemców z panią kanclerz - tłumaczy Langguth.
Dla publicysty Wolframa Weimera o popularności Merkel decyduje przekonanie obywateli, że potrafi ona lepiej niż inni "chronić karty kredytowe Niemców". Credo pani kanclerz brzmi: ręce precz od naszych oszczędności. To podoba się ludziom - wyjaśnił Weimer w programie telewizji ARD Presseklub.
Silne poparcie rodaków najwyraźniej dodaje skrzydeł pani kanclerz. W niedawnym wywiadzie dla telewizji ZDF Merkel potwierdziła oficjalnie, że będzie w zaplanowanych na jesień 2013 r. wyborach parlamentarnych ubiegała się o kolejną reelekcję.
Za główny argument za pozostaniem na stanowisku uznała fakt, że mieszkańcom Niemiec w 2013 r. będzie się żyło lepiej niż na początku kadencji w 2009 r. - pod warunkiem, że nie dojdzie do żadnych dramatycznych wydarzeń.
Na ponad rok przed wyborami do Bundestagu trudno spotkać wśród niemieckich publicystów kogoś, kto kwestionowałby szanse Merkel na reelekcję. Merkel pozostanie kanclerzem - przewiduje Weimer.
Spory dotyczą pytania, z kim pani kanclerz będzie chciała (lub będzie zmuszona) wejść w koalicję. Większość ekspertów wskazuje na "wielką koalicję" - porozumienie dwóch największych partii CDU i SPD jako najbardziej prawdopodobne rozwiązanie.