"Emmanuel Macron i Angela Merkel wzięli szefa brytyjskiego rządu Borisa Johnsona w kleszcze. Rzucili mu wyzwanie i wrobili. Ich przesłanie jest eleganckie i przyjazne, ale jasno sformułowane: mamy zasady, w które wierzymy i które są określone w umowie o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Chce Pan, szanowny Panie Johnson, umowy? Proszę zatem zaproponować coś dobrego, albo lepszego niż to, co wspólnie wypracowaliśmy w ciągu dwóch lat trudnych negocjacji" - pisze lewicowo-liberalny "Sueddeutsche Zeitung".
Szef brytyjskiego rządu domaga się od strony unijnej renegocjacji porozumienia o brexicie, w tym usunięcia z niego zapisu o tzw. backstopie. Jest to awaryjne rozwiązanie mające nie dopuścić do przywrócenia twardej granicy (kontrolowanej i chronionej przez służbę celną i policję) między należącą do Unii Europejskiej Republiką Irlandii a Irlandią Północną, stanowiącą część Zjednoczonego Królestwa.
Niemcy i Francja są przeciwne otwieraniu umowy wynegocjowanej przez poprzedni rząd W. Brytanii premier Theresy May. Johnson zapowiada, że jeśli nie doczeka się ustępstw, jest gotów wyprowadzić swój kraj ze Wspólnoty bez umowy regulującej dalsze relacje obu stron.
Zdaniem regionalnego dziennika z Frankonii "Nuernberger Nachrichten" wynik spotkań w Berlinie i Paryżu powinien podziałać na szefa brytyjskiego rządu otrzeźwiająco. "Przy całej życzliwości, jaka promieniuje z niektórych zdjęć z Berlina i Paryża, Johnson otrzymał dobitną nauczkę. Wspólnota 27 państw pozostaje nieugięta" - konstatuje gazeta.
"Jeśli Johnson chce osiągnąć swój główny polityczny cel, którym jest nie tylko zdobycie stanowiska premiera, ale pozostanie na nim przez jakiś czas, to musi zacząć współpracować z Brukselą. Dotychczasowa strategia polegająca na próbach przebicia głową muru, stawia pod znakiem zapytania jego zadomowienie się przy Downing Street 10" - ocenia dziennik z Norymbergi.