"Nie wysyłamy nikogo" - powiedziała rzeczniczka Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka, Urdur Gunnarsdottir. "Jest zbyt późno, aby przeprowadzić skuteczną obserwację tych wyborów" - dodała. Tak więc 2 grudnia żaden obserwator z ramienia OBWE nie będzie kontrolować wyborów do rosyjskiego parlamentu.

Reklama

"Płakać nie będziemy. Chyba się zgodzicie, że z powodu tej decyzji świat się nie zawali" - zareagował na tę decyzję przewodniczący Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego parlamentu, Siergiej Mironow. Zdaniem Mironowa, jednego z najbliższych współpracowników prezydenta Władimira Putina, po rosyjskich wyborach na Zachodzie i
tak podniosą się głosy, że były one niedemokratyczne.

Oficjalnie Rosjanie nie mają nic przeciwko wizycie międzynarodowych obserwatorów. Nawet ich zaprosili - tak na dowód, że władza nie ma nic do ukrycia. Problemy pojawiły się w rosyjskich konsulatach, które wnioski wizowe zebrały, ale zgody nie udzieliły.

OBWE twierdzi, że pomimo ponawianych prób w staraniach o wizy do Federacji Rosyjskiej dla ekspertów i obserwatorów, wciąż odmawiano organizacji wiz wjazdowych. Rosjanie tłumaczą to sprawami technicznymi. Rzekomo przedstawiciele OBWE nie wystąpili o akredytację.

Reklama