Sensacyjne informacje ujawnione przez byłego szefa policji przed komisją paralamentarną to prawdziwa bomba. Herwig Haidinger zeznał właśnie, że w śledzwie po porwaniu Nataschy Kampusch było wiele nacisków z góry, czyli z rządu. A ich celem była ochrona Priklopila.

Reklama

Jego słowa potwierdziła żona jednego z policjantów biorących udział w dochodzeniu. "Jakiś miesiąc po zniknięciu Nataschy w 1998 r. mąż powiedział, że dostali polecenie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, by zostawić Priklopila w spokoju. A przecież policjanci uważali go wtedy za głównego podejrzanego. Priklopil plątał się w zeznaniach i niewiele brakowało, a przyznałby się do wszystkiego" - zeznała kobieta. "Nataschę można było uwolnić już półtora miesiąca po porwaniu" - grzmiał w komisji Haidinger.

Na dodatek, po ucieczce Nataschy od porywacza w 2006 r. minister spraw wewnętrznych Lise Prokop zakazała przeprowadzenia wewnętrznego dochodzenia. Miało ono odpowiedzieć, dlaczego w poszukiwaniach Nataschy popełniano błędy i zaniedbania. Powiedziała, że przed zbliżającymi się wyborami władza nie może sobie pozwolić na ujawnienie takiego skandalu.

Teraz członkowie złożonego z socjaldemokratów i konserwatystów rządu nawzajem obwiniają się o tuszowanie całej sprawy. Koalicja wisi na włosku. A Natascha zapowiada, że będzie domagać się od rządu ogromnego odszkodowania.