Na Zachodzie do niedawna uznawana za bezkompromisową łowczynię zbrodniarzy z czasów wojen w byłej Jugosławii, na Bałkanach przeklęta - Carla del Ponte wraca do gry. Tym razem nie jako tropicielka Ratka Mladicia czy Radovana Karadżicia, ale jako mistrzyni kreacji swego wizerunku. Zapowiadana z hukiem, a następnie odwołana promocja książki byłej haskiej prokurator na lata zapewni jej miejsce w gronie tych, którzy grają na największym wyrzucie sumienia Zachodu - wojnach bałkańskich.
"Polowanie” (The Hunt) wkroczyło do Europy krótko przed skandalem związanym z odwołaniem mediolańskiej premiery książki. W połowie marca w prasie pojawiły się przedruki fragmentów na temat zorganizowanego przez albańskich partyzantów z UCK pod koniec lat 90. czarnego rynku handlu organami serbskich cywilów. Według del Ponte na północy Albanii powstała specjalna quasi-klinika, w której partyzanccy paramedycy wycinali Serbom nerki i wątroby, a następnie dostarczali je bogaczom z Zachodu. Prawie 300 Serbów miało nie przeżyć tego procederu.
Po tych rewelacjach Bałkany zadrżały, a del Ponte znów znalazła się w centrum uwagi. "Cała elita polityczna Kosowa jest umoczona w najgorszą zbrodnię od czasów doktora Mengele" - oskarżał nowo powstałe państwo Belgrad. Lider UCK, dziś premier Kosowa Haszim Thaci zapewniał, że w tym, co pisze del Ponte, nie ma ani grama prawdy. Takiego obrotu sprawy nie mógł się spodziewać nikt: do tej pory jednoznacznie antyserbska prokurator uderzyła w uznawanych powszechnie na Zachodzie za ofiary Albańczyków.
Serbowie zawsze źli
Znawcy tematu nie mieli złudzeń: żądna sławy Szwajcarka radykalnie zmienia front, by zbudować sobie nową markę. Kiedyś zdobyła sławę jako tropicielka Slobodana Miloszevicia, Karadżicia i Mladicia. Źli ludzie Bałkanów przeszli jednak do lamusa. Dzisiaj trzeba otworzyć kolejny rozdział. Będą nim Albańczycy.
"Nie potrafię w paru zdaniach powiedzieć, jak wiele zła wyrządził nam ten babsztyl. Zresztą nie tylko nam. Nie rozumiem, jaki był prawdziwy cel jej krucjaty" - skarży się w rozmowie z DZIENNIKIEM młody porucznik serbskiej armii Susza. Pijąc piwo na pokładzie jednej z barek pływających po przecinającej Belgrad Sawie, opisuje haską prokurator w ostrych słowach. "K...wa” jest najdelikatniejszym z nich. "Latami musieliśmy znosić jej upokorzenia. Nieważne, że ludzie, których oskarżała, byli dla nas bohaterami. Nieważne, że takich samych bohaterów mieli wszyscy, którzy walczyli na Bałkanach. Dla niej taka wersja historii nie istniała, źli byli tylko po naszej stronie" - dodaje.
Dziś ludzie tacy jak Susza tryumfują. Del Ponte wzięła się za Albańczyków i tu poległa, tracąc wizerunek niezależnej wojowniczki o "bałkańską prawdę”. Skuteczny trik marketingowy, czyli ujawnienie albańskich win, nastąpiło o kilka lat za późno. Dziś wszyscy pytają: dlaczego del Ponte, która o szpitalu pod albańską miejscowością Burrel wiedziała wiele lat temu, ujawnia swoje sensacje dopiero teraz? Była prokurator, powołując się na źródła i zeznania świadków, sama wpędziła się w tarapaty. Pytania zadaje już nie tylko Belgrad i Zagrzeb. Ciekawy odpowiedzi jest również Zachód. Serbowie do spółki z nieuznającą albańskiego Kosowa Rosją domagają się śledztwa, które wyjaśni metodologię stosowaną przez byłą prokurator w dostarczaniu światu newsów o zbrodniach.
Przez pizzę do mafii
Del Ponte, która od początku roku jest ambasadorem w Buenos Aires, milczy. MSZ Szwajcarii odmawia jakiegokolwiek komentarza na ten temat. Wypowiada się jedynie prawa ręka byłej prokurator z czasów pracy w trybunale - Florence Hartmann. Nie jest zresztą tajemnicą, że wysłanie del Ponte na placówkę do Argentyny odbyło się w imię znanej w polityce zasady: degradacja przez awans. Dbający o opinię neutralnych Szwajcarzy po prostu mieli jej dość. "Ona zawsze budziła wątpliwości. W pewnym momencie zupełnie się pogubiła. Była prokuratorem, a zachowywała się jak sędzia" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Maura DeBernart, socjolog z Uniwersytetu w Bolonii zajmująca się zbrodniami w byłej Jugosławii. "To, co wartościowego zostanie z działalności Trybunału, to pisma o wiele mniej dążącego do sławy przewodniczącego Theodora Merona, ale na pewno nie prokurator Del Ponte" - komentuje DeBernart.
Osoby, które znają 61-letnią Szwajcarkę, przyznają, że od samego początku jej najważniejszym celem była kariera. Po ukończeniu studiów prawniczych błyskawicznie awansowała w prokuraturze. Doszła nawet do stanowiska prokuratora generalnego. Pod koniec lat 80. prowadziła słynne w całej Europie śledztwo w sprawie tzw. pizzowych łączników, czyli podstawionych przez mafię właścicieli pizzerii, w których na wielką skalę prano brudne pieniądze i handlowano narkotykami. Współpracowała wówczas z włoskim sędzią Giovannim Falcone.
W pewnym momencie jej życie zaczęło przypominać nawet film sensacyjny. Carla naraziła się Sycylijczykom, a mafiosi z Cosa Nostra ochrzcili ją przydomkiem "Zdzira” (La Puttana). Za jej głowę wyznaczono taką samą nagrodę jak za Falcone. Gangsterom udało się nawet zainstalować w piwnicy jej domu w Palermo pół tony dynamitu. Ochrona wykryła bombę w ostatniej chwili.
Szwajcarska pani Ziobro
Jako prokurator generalny nie rezygnowała z podejmowania się spraw najtrudniejszych, które mogły przynieść jej sławę. Walczyła o zniesienie jednej z najważniejszych zasad panujących w Szwajcarii - chciała likwidacji klauzuli tajności, do jakiej zobowiązują się szwajcarskie banki. Do grona jej wrogów dołączyła wtedy szwajcarska elita finansowa. Bankierzy obdarzyli ją kolejnym przydomkiem: "Błądząca rakieta”.
Później były Bałkany. I to właśnie na nich się pogubiła. Największy proces, do jakiego doprowadziła - sąd nad Slobodanem Miloszeviciem - okazał się farsą. Z biegiem lat coraz więcej prawników przyznawało, że wygłaszający peany na rzecz wielkiej Serbii Slobo ma sporą szansę się wybronić. Ostatecznie Del Ponte nie musiała stawać w obliczu porażki. Stało się coś jeszcze bardziej tragikomicznego - Miloszević zmarł w celi więzienia Scheveningen.
Kolejne lata przyniosły jeszcze więcej rozczarowań. Przed trybunałem sądzono płotki, a dwóch najbardziej poszukiwanych ludzi w Europie - przywódca bośniackich Serbów Radovan Karadżić oraz legendarny serbski generał Ratko Mladić - drwiło z niej, poruszając się swobodnie po Bałkanach. Mieszkający do upadku Miloszevicia w Belgradzie Mladić oddawał się bez skrępowania pszczelarstwu. Pod Vlijevem w środkowej Serbii założył nawet - wraz ze swoim przyjacielem majorem Cvetkiem Cakiciem - pasiekę, w której panowie oficerowie opracowali nowatorską, dziś znaną na całym świecie metodę hodowli pszczół. Nie pomogło nawet spektakularne schwytanie grudniu 2005 r. w kurorcie Playa de las Americas na Teneryfie chorwackiego generała Antego Gotoviny. Proces się przeciąga, a prawnicy wątpią, by udało się udowodnić uznawanemu w Chorwacji za bohatera Gotovinie zbrodnie.
Carla Del Ponte, kobieta, która dobrała się do skóry Cosa Nostrze i szwajcarskiej finansjerze - poległa na Bałkanach.
Prokurator nie może wierzyć w niewinność tych, których oskarża
RADOSŁAW KORZYCKI: Przez lata współpracowała pani blisko z Carlą del Ponte. Jak pani odebrała jej nową książkę "Polowanie”? Czy ujawnione tam informacje o prowadzonym ponoć przez Albańczyków z Wyzwoleńczej Armii Kosowa handlu organami Serbów mordowanych w czasie wojen bałkańskich są pani zdaniem wiarygodne?
FLORENCE HARTMANN*: Na pewno del Ponte powinna być ostrożniejsza w przekazywaniu informacji o szpitalu w Burrel, gdzie podobno wycinano Serbom organy wewnętrzne. Dziennikarze od razu to podchwycili. Ujęcie tego w taki sposób sprawia, że zamazuje się granica między potwierdzonymi faktami a pogłoskami. Potrafię to zrozumieć. Del Ponte może być sfrustrowana tym, że nie znalazła dowodów na to, w co wierzy.
Czy to znaczy, że prokurator Carla del Ponte pracowała pod tezę? Że jej oskarżenia są bezpodstawne?
Nie powinna o Burrel pisać w ten sposób. Dochodzenie w Albanii było przeprowadzone w 2004 r. Ja pracowałam z Carlą del Ponte do 2006 r. Nie przypominam sobie, żeby w tym czasie poszukiwała nowych świadków.
Dlaczego del Ponte ujawniła całą sprawę dopiero teraz - z 10-letnim opóźnieniem?
Prokurator styka się z masą informacji. Wiedza na temat Burrel wciąż podlega weryfikacji. Dopiero po tej weryfikacji zostanie wszczęte dochodzenie. Przyznam, że del Ponte była nieostrożna. Sposób, w jaki jest opisany cały proceder, stwarza wrażenie, że wycinanie organów na pewno miało miejsce. A tego del Ponte nie wie. Dodatkowo pisze o tym, że Albańczycy z Kosowa zastraszali świadków i dlatego trudno jest dotrzeć do potwierdzających ostateczną wersję dowodów.
Podważa pani metody swojej dawnej szefowej i współpracowniczki?
Przede wszystkim del Ponte nie miała kontaktu ze świadkami. Jej śledczy nigdy nie spotkali takich ludzi.
Czy w takim razie del Ponte pisze o Burrel tylko po to, by wzbudzić sensację i zapewnić powodzenie swojej książce? I skąd ten jej nagły atak przeciw Albańczykom? Do tej pory atakowała głównie Serbów...
Nie nazwałabym tego jakąś nagłą zmianą poglądów. Carla del Ponte nie ma nic przeciw Serbom. Jako prokurator badała zbrodnie, a tak się składa, że większość z nich popełnili Serbowie. Zresztą prokurator z zasady nie może wierzyć w niewinność tych, których oskarża. Taki jest jego zawód. W książce del Ponte miała możliwość przedstawienia sprawy bardziej obiektywnie. Szkoda tylko, że nie ujawniła pewnych o wiele ważniejszych faktów. One mogłyby wyjaśnić, dlaczego Ratko Mladić i Radovan Karadżić nie zostali do tej pory schwytani.
Dlaczego sama del Ponte milczy w tej sprawie?
Wypowiedzi zabrania jej szwajcarskie MSZ, które wysłało ją na placówkę do Buenos Aires. To błąd. Carla del Ponte powinna w końcu przemówić.
*Florence Hartmann, była rzeczniczka Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni w byłej Jugosławii i bliska współpracowniczka Carli del Ponte. Autorka książki "Pokój i kara” opisującej mechanizmy rządzące ściganiem i sądzeniem osób podejrzanych o dokonywanie zbrodni wojennych na Bałkanach