68-letni mężczyzna, jak piszą brytyjskie media, na razie nie dostał zarzutów. Jednak policjanci z Jersey nie ukrywają, że trafił do aresztu za to, że jest zamieszany w okrutną zbrodnię sprzed lat. Dzięki jego zeznaniom i badaniom archeologów policji uda się wkrótce wyjaśnić wszystkie szczegóły masowych mordów w sierocińcu.
W tym tygodniu archeolodzy i antropolodzy zaczną dokładnie badać piwnice domu Haut de la Garenne, by sprawdzić, ile jeszcze niewinnych dzieci zamordowali i zgwałcili brytyjscy zwyrodnialcy.
Tymczasem policyjni specjaliści wciąż badają odkopane szczątki, by spróbować zidentyfikować ofiary zbrodni.
Według kobiety, której udało się przeżyć w domu terroru, pracownicy sierocińca Haut de la Garenne mogli sobie wybrać któreś z dzieci i zabrać je na cały dzień poza placówkę. Zwykle wywozili je do lasu albo nad jezioro i tam gwałcili.
Ale na tym nie koniec wstrząsających wspomnień. Opiekunowie nocami "bawili się" w coś, co sami nazywali fliperem. Oznaczało to rzucanie dzieckiem o ścianę i liczenie, od ilu mebli odbije się, zanim spadnie na podłogę.
Takich historii jest już prawie 150. Tylu bowiem byłych mieszkańców sierocińca zgłosiło się na policję. Składają zeznania, by wyrzucić z siebie przez lata skrywany ból.
Kości dzieci znaleźli budowlańcy remontujący sierociniec. Myśleli, że to szczątki zwierząt. Znaleziono też drewniane dyby i żeliwne kajdany. Do akcji wkroczyła policja i odnalazła już trzy ciała dzieci, czaszkę nastolatka i sześć dalszych prawdopodobnych miejsc, gdzie chowano zamordowane maluchy.