65 mlecznych ząbków i 100 niedopalonych fragmentów ludzkich kości - tyle tylko zostało po dzieciach mordowanych w rezydencji Haut de la Garenne na wyspie Jersey. Policja ma dowody tej makabrycznej zbrodni sprzed czterdziestu lat. Nie wiadomo jednak prawie nic o ofiarach. Dokumenty o podopiecznych Haut de la Garenne zostały doszczętnie zniszczone.

Reklama

Szczątki małych dzieci rozsiane były po całej piwnicy, gdzie kiedyś stał wielki przemysłowy piec. Ich ciała oprawcy wrzucali wprost w płomienie. Gdy przebudowywano piec, prochy sierot rozniesiono miotłami po podłodze.

Makabryczna zbrodnia z "domu grozy" na wyspie Jersey wyszła na jaw w lutym, gdy we wnęce ściany rezydencji Haut de la Garenne na wyspie Jersey znaleziono szkielet dziewczynki. Oficer prowadzący śledztwo wyraził wówczas obawę, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Niestety - miał rację. Jego słowa potwierdzili ci z wychowanków, którym udało się przeżyć.

W rękach policji jest już jeden z "opiekunów" z sierocińca. To 68-letni mężczyzna. Nie wiadomo jeszcze, o co zostanie oskarżony. Z raportu ze śledztwa wynika jednak, że może odpowiedzieć za wielokrotne znęcanie, gwałt i okrutne morderstwo..