To lato w Hiszpanii jest wyjątkowo gorące. Media mówią o "zbiorowej histerii społecznej". Wszystkiemu winne są szalejące ceny benzyny. To właśnie z tego powodu od czterech dni strajkują transportowcy. Z parkingów nie wyjeżdża większość cystern dowożących zwykle paliwo na stacje. Także supermarkety nie uzupełniają na czas swoich zapasów.
W Hiszpanii zapanowała prawdziwie wojenna atmosfera. Tysiące mieszkańców oblegają supermarkety i stacje benzynowe, by zrobić zapasy. Ze sklepowych półek w zastraszającym tempie znikają podstawowe produkty, takie jak mleko czy olej.
Równie wielki chaos panuje wokół stacji benzynowych. Wczoraj w okolicach Barcelony zabrakło paliwa na połowie stacji. Paliwo ma dojechać dopiero dziś pod eskortą policji. W Madrycie, gdzie na co szóstej stacji nie ma benzyny, władze obiecały uzupełnienie braków w ciągu 24 godzin.
Ale na razie końca strajku nie widać. Transportowcy chcą obniżenia cen benzyny. Innym rozwiązaniem, które proponują, jest ustanowienie cen minimalnych na transport oraz powiązanie ich z cenami benzyny. Rząd odpowiada, że zabrania tego Unia Europejska. I sugeruje, żeby transportowcy odchodzili na wcześniejsze emerytury. Wtedy będzie mniej konkurencji i ceny transportu same wzrosną.