Parlament Indonezji od miesiąca spiera się, co jest obyczajne, a co nie. Projekt ustawy antypornograficznej, który przedstawili islamscy konserwatyści, przewiduje surowe kary dla tych, którzy "zachowują się prowokująco" i zagrażają w ten sposób "moralności społeczeństwa".

Reklama

Ta inicjatywa nie podoba się mieszkańcom Indonezji, którzy czerpią zyski z turystyki. Tylko w tym roku kraj ten odwiedzi około siedmiu milionów turystów.

Nic więc dziwnego, że Indonezyjczycy wylegli na ulice, by manifestować przeciwko nowym przepisom. Walczą nie tylko o ratowanie przemysłu turystycznego, ale również o swoje tradycje. W wielu regionach kraju miejscowa kultura dopuszcza nagość. Przeciwnicy ustawy widzą w niej więc również zagrożenie dla nieislamskiej, balijskiej czy papuaskiej kultury, która słynie z tolerancji.

"To właśnie społeczne protesty zadecydowały o skreśleniu zakazu bikini - przyznał szef parlamentarnej większości, wiceprzewodniczący rządzącej Demokratycznej Partii Indonezji Abdul Azis.