Według Grozeva obecnie, w odróżnieniu od lat 2014-2015, kiedy Rosja wywołała wojnę w Donbasie, rosyjska propaganda ma „zerową skuteczność” na Zachodzie.

W Europie nie ma normalnego człowieka, który mógłby uwierzyć tym fake newsom. Niestety, jest to skuteczne dla rosyjskiego odbiorcy – ocenił analityk na antenie ukraińskiej telewizji.

Reklama

Rosyjskie media przekonują obywateli, że na Ukrainie trwa "operacja” wyzwalania ludności ciemiężonej przez "nazistów”. Nie ma informacji o masowych rosyjskich atakach na cywilów i zbrodniach wojennych, zaś o zrywanie ustaleń dotyczących np. korytarzy humanitarnych, oskarżana jest strona ukraińska.

Grozev zaznaczył również, że po zablokowaniu w Rosji niezależnych źródeł informacji o toczącej się na Ukrainie wojnie, takich jak radio Echo Moskwy czy telewizja Dożdż, a także Twittera i Facebooka, osoby, które wcześniej z nich korzystały, przestały szukać informacji innych niż oficjalne.

Reklama

Najgorsze są nie nowe fake newsy, ale to, że zamknięcie źródeł informacji sprawiło, że leniwa część odbiorców sięga po dezinformację – powiedział Grozev.

Problemy armii rosyjskiej

Dziennikarz śledczy postawił również tezę, że przywódca Rosji Władimir Putin nie jest w pełni informowany o porażkach rosyjskich wojsk na Ukrainie; że dociera do niego "wypaczony obraz”. Ocenił ponadto, że "to, że praktycznie 100 proc. ludności Ukrainy ma negatywny stosunek do rosyjskich okupantów, najprawdopodobniej do niego nie dociera, bo jego podwładni boją się mu o tym zameldować”.

Ekspert prognozował również, że rosyjska armia na Ukrainie będzie się borykać z coraz większymi problemami logistycznymi. Zasoby zaopatrzeniowe takie jak np. benzyna, rakiety, amunicja były zaplanowane na wojnę, która potrwa 7-8 dni. +Dziury+ w zaopatrzeniu będą, bo najsłabszą stroną rosyjskiej armii jest właśnie logistyka i wszyscy o tym wiedzieli – powiedział Grozev.

Środa jest 14. dniem rosyjskiej agresji zbrojnej na Ukrainę.