Zgodnie z informacjami CNN, zdarzenie miało miejsce z soboty na niedzielę. Dron uderzył w pobliżu kwater mieszkalnych przy granicy z Syrią. Trafił w niewielki amerykański posterunek Tower 22.

Zginęło trzech żołnierzy, a wielu zostało rannych. Biały Dom w komunikacie na ten temat podał, że poszkodowanych zostało 25 osób. W rozmowie z Reutersem z kolei jeden z amerykańskich urzędników podkreślił, że 34 osoby są na obserwacji "pod kątem możliwego urazowego uszkodzenia mózgu".

Reklama

Konsekwencje "w czasie i w sposób" wybrany przez Biały Dom

Reklama

W sprawie głos zabrał prezydent USA, Joe Biden. "Osoby odpowiedzialne za atak zostaną pociągnięte do odpowiedzialności" - powiedział. "Wiemy, że przeprowadziły go radykalne grupy bojowników wspierane przez Iran, działające w Syrii i Iraku" - dodał i podkreślił, że będą "kontynuować zaangażowanie w walkę z terroryzmem" - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez Biały Dom.

Odpowiedzialni za atak mogą się spodziewać konsekwencji, jak poinformowano w komunikacie, "w czasie i w sposób, które sami wybierzemy".

Atak dronów spowoduje eskalację agresji?

Zdaniem CNN, zabójstwo trzech Amerykanów w Jordanii, w pobliżu granicy z Syrią, oznacza znaczną eskalację i tak już niepewnej sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Na razie nie zostały ujawnione nazwiska ofiar śmiertelnych i osób rannych. Urzędnicy są w trakcie powiadamiania ich rodzin.

Jak stwierdził rzecznik rządu Jordanii, do ataku nie doszło w Jordanii, ale w Syrii. - Celem miała być położona na terytorium Syrii amerykańska baza w Al-Tanf - podkreślił.