Ku zmartwieniu Camerona ewentualne referendum stało się dominującym tematem na rozpoczętej wczoraj w Manchesterze dorocznej konferencji konserwatystów. Lider opozycji liczył, że będzie mógł spokojnie wypunktować premiera Gordona Browna w kwestiach gospodarczych i społecznych, lecz media zajmują się narastającym rozdźwiękiem wewnątrz partii. Cameron obiecuje referendum - ale tylko jeśli proces ratyfikacji nie zostanie jeszcze zakończony. Tymczasem według badań opinii publicznej, 80 proc. sympatyków torysów domaga się tego niezależnie od sytuacji.

Reklama

Aby uspokoić sytuację Cameron zapowiedział, że będzie twardo negocjował z pozostałymi krajami Unii Europejskiej przekazanie z powrotem państwom członkowskim większych uprawnień w dziedzinie zatrudnienia, spraw wewnętrznych i wymiaru sprawiedliwości.

To może nie wystarczyć. Wpływowy burmistrz Londynu - i partyjny kolega Camerona - Boris Johnson, który też domaga się referendum, zasugerował w wywiadzie prasowym, że torysi mogą zaproponować wyborcom inną formę konsultacji w sprawie relacji kraju z UE, co też byłoby nie w smak Cameronowi. Jednak Johnson podczas swojego oficjalnego wystąpienia na konferencji nie wspomniał ani słowem o Europie, co nie przeszkodziło mu jednak zebrać owacji na stojąco.

To najprawdopodobniej ostatnia konferencja konserwatystów jako opozycji. Wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii muszą się odbyć do wiosny przyszłego roku, a od roku torysi utrzymują bezpieczną kilkunastopunktową przewagę nad rządzącą od 1997 r. Partią Pracy.

Reklama