Mitt Romney atakował Baracka Obamę zarzucając mu brak strategii powstrzymania fali ekstremizmu islamskiego w krajach muzułmańskich i powtarzał, że prezydent wykazuje słabość wobec państw wrogich Ameryce, takich jak Iran, lub jej rywali do światowego przywództwa. Wypomniał m.in. prezydentowi odwołanie planu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, realizowanego przez administrację poprzedniego prezydenta George'a W.Busha.

Reklama

Kiedy jednak prowadzący debatę moderator Bob Schieffer pytał Romneya jakie konkretnie rozwiązania proponuje w poszczególnych kwestiach, okazywało się, że republikański kandydat przeważnie zgadza się z Obamą.

Romney podkreślał, że zajmuje umiarkowane stanowisko wobec takich spraw jak wojna w Afganistanie i zbrojenia nuklearne Iranu. Zaznaczał, że opowiada się za pokojowymi rozwiązaniami, wykluczającymi użycie siły przez USA, czy przedłużanie amerykańskiej obecności wojskowej za granicą.

Obama wytknął Romneyowi, że we wszystkich tych sprawach zajmował wcześniej inne stanowisko - sugerował rozwiązania konfrontacyjne i ryzyko wojny. - Problem z panem, gubernatorze, jest taki, że w wielu kwestiach wyrażał pan przedtem wszelkie inne możliwe opinie - powiedział.

Debata wielokrotnie schodziła na problemy krajowe, kiedy obaj kandydaci podkreślali, że Ameryka nie może pełnić nadal roli hegemona na świecie bez rozwiązania swych problemów wewnętrznych, głównie wzmocnienia gospodarki.

Dochodziło tu do częstych spięć między obu politykami - Obama zarzucał m.in. Romneyowi, że wypiera się tego co poprzednio powiedział, np. krytykując w 2009 r. ratowanie przed bankructwem koncernów samochodowych przez rząd. Dwaj rywale do Białego Domu przerywali sobie nawzajem i oskarżali o przekręcanie swoich wypowiedzi.

W pierwszych komentarzach przeważają opinie, że debatę wygrał z niewielką przewagą Obama. Komentatorzy uważają jednak, że Romney też wypadł dobrze wykazując elokwencję i dobre przygotowanie do polemiki.

Konserwatyści twierdzą, że występ kandydata Republikanów był "prezydencki", m.in. dzięki temu, że przedstawiał się on jako rozważny "kandydat pokoju".