"Woził się porsche za pół miliona złotych. Nosił garnitury za 5 tys. zł, a gdy wybierał dla siebie perfumy, to zwykle płacił za nie ponad 400 zł. Wydając grube sumy, polski James Bond zapominał jednak o zwykłych, przyziemnych rachunkach" - czytamy w dzisiejszym "Fakcie".
Bulwarówka ustaliła, że agent CBA jest winien operatorowi dokładnie 497,90 zł. Ostatni rachunek zapłacił w lipcu. "Huczne imprezy, uwodzenie pięknych kobiet i markowe ciuchy tak pochłonęły polskiego Jamesa Bonda, że zapomniał o rzeczach przyziemnych" - wytyka "Fakt".