Wyemitowana dziś w kanale religia.tv rozmowa była pierwszym wywiadem, jaki Piesiewicz udzielił po ujawnieniu afery, która zniszczyła mu wizerunek. Szymon Hołownia nie pytał, po co senator wikłał się w "przyjaźnie" z paniami spod Marriottu ani czym był proszek, który wciągał w ich towarzystwie. Dziennikarz dociekał, czy Piesiewicz ma siłę, by się podnieść i jak czuje się grzesznik, który popełnił tak dotkliwy w skutkach błąd.

"Ma pan siłę?" - pytał Hołownia. "Muszę mieć siłę, tym bardziej, że uważam, że pewnych rzeczy nie musi się robić. Musi się mieć w sobie tylko jedno - trzeba być. Wiem jedno, że nigdy nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy" - mówił Piesiewicz.

"Teraz jestem kompletnie wyizolowany. Staram się dojść do siebie, poukładać klocki porozwalane. Muszę to zrobić z bardzo wielu powodów, bo to nie tylko jest moje życie, ale życie mojego otoczenia, najbliższych. I ja to zrobię" - mówił wcześniej.

Rozmawiając o Bogu, Piesiewicz mówił o niepokoju, który towarzyszył mu całe życie. "We wszystkich tekstach, które napisałem, w całej działalności publicystycznej i we wszystkich filmach, zawsze starałem się raczej stawiać pytania niż udzielać odpowiedzi. Bo wiara to codzienne pytania" - mówił Piesiewicz.

"Kiedy pan odpocznie od tych pytań?" - zapytał Hołownia. "Nigdy" - stwierdził Piesiewicz, po czym, odpowiadając na pytanie o spotkanie z Bogiem, stwierdził: "Boga się o nic nie pyta. Jego się słucha. Ja siebie samego muszę pytać cały czas np. o to, dlaczego nie robiąc nikomu żadnej krzywdy, muszę doświadczać takich sytuacji. Dlaczego Bóg wpycha mnie w tak ekstremalne sytuacje".

"Musi być pan osamotnionym albo samotnym człowiekiem" - stwierdził Hołownia i w studiu rozległo się pociągnięcie nosem człowieka, w który wzbierał płacz. "Obiektywnie nie jestem samotny. Ja po prostu nie wchodzę w to, co nazywa się dziś <celebryty>" - odpowiedział senator.









Reklama