Według tygodnika CBA zjawiło się u Rosoła i zażądało wydania komputerów i pendrive'ów. "Mogło dojść do ujawnienia planu czynności śledczych, objętych tajemnicą. To tak jakby wysłać świadkowi pytania przed przesłuchaniem. Jeśli coś takiego miało miejsce, to jest to dziwne" - uważa były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzej Barcikowski.

Reklama

Jak przypomina "Wprost", dwa dni po tym zdarzeniu rzecznik CBA Jacek Dobrzyński mówił, że przeszukanie nie było konieczne, bo Rosół dobrowolnie wydał sprzęt. Tygodnik dowiedział się jednak, że około 7:00 rano były doradca ministra sportu odebrał od funkcjonariuszy telefon. Pytali, czy jest w domu, zapowiadając swoją wizytę.

"Pan Marcin Rosół nie przebywał w miejscu stałego zameldowania. Dlatego też funkcjonariusze CBA telefonicznie ustalili miejsce jego pobytu. Oczywiste jest, że nie uprzedzali go o formie, a tym bardziej o celu wizyty" - twierdzi Jacek Dobrzyński. Według "Wprost" było jednak inaczej.

"Przerażony Rosół spytał, czy idą go aresztować oraz czy ma szykować szczoteczkę do zębów i żegnać się z żoną i córeczką, która urodziła mu się trzy miesiące temu. Funkcjonariusz odpowiedział, że nie i że dostanie tylko postanowienie prokuratury o żądaniu wydania rzeczy. Kiedy przyjechali, Rosół odebrał postanowienie i dobrowolnie wydał dwa komputery i pendrive'y Na koniec zaparzył jeszcze funkcjonariuszom kawę" - relacjonuje tygodnik.

Według informacji "Wprost", z wizytą u Marcina Rosoła byli starzy funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego, służący jeszcze od czasów Mariusza Kamińskiego.