"Decyzja dotycząca podjęcia na nowo tego śledztwa jest jedyną decyzją prawidłową, którą w tym zakresie można podjąć" - powiedział we wtorek Kwiatkowski. Dodał, że o wznowieniu śledztwa zdecydował po informacjach uzyskanych od gdańskich prokuratorów, mogących wskazywać na nowe okoliczności śmierci Franiewskiego, "choćby w zakresie jego sytuacji osobistej".

Reklama

Do śmierci Wojciecha Franiewskiego doszło w nocy z 18 na 19 czerwca 2007 r. Znaleziono go powieszonego w celi aresztu śledczego w Olsztynie. Prokuratura zamierzała przypisać mu tzw. sprawstwo kierownicze w porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika. Sekcja zwłok Franiewskiego wykazała w jego krwi śladowe ilości amfetaminy i alkoholu.

Prokuratura Rejonowa w Olsztynie nadal prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić kto podał Franiewskiemu amfetaminę. Inne wątki postępowania, które wszczęto po jego śmierci zostały już umorzone. Wątek dotyczący nieumyślnego spowodowania śmierci Franiewskiego umorzono, ponieważ uznano, że "czynu tego nie popełniono", co w praktyce oznacza, że śledczy uznali, iż Franiewski sam targnął się na życie. Wątek, dotyczący namawiania Franiewskiego "przez nieustalone osoby do targnięcia się na życie lub udzielenie mu pomocy" został umorzony z powodu stwierdzenia, że czynu takiego nie popełniono.

Trwają jeszcze dwa odrębne postępowania w sprawie samobójczych śmierci dwóch innych porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika. Obaj, już po wyroku sądu skazującym ich na kary dożywocia, zostali znalezieni powieszeni w celi aresztu płockiego zakładu karnego - Kościuk w kwietniu 2008 r., a Pazik w styczniu 2009 r. Śledztwa w obu sprawach prowadzi Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce.

Reklama

Franiewski w chwili śmierci miał 45 lat. Był wielokrotnie karany, 15 lat spędził w różnych zakładach karnych, także w Płocku. Kierował buntem osadzonych w więzieniu we Wronkach w 1989 r. Wiele razy uciekał z aresztów i policyjnych konwojów. W nieoficjalnych komentarzach osób zbliżonych do sprawy wyjaśnienia śmierci Franiewskiego, pojawiają się spekulacje, iż mógł on być wcześniej tajnym współpracownikiem Milicji Obywatelskiej, być może Służby Bezpieczeństwa, a później policji.

To Franiewski wpadł na pomysł uprowadzenia Krzysztofa Olewnika, wydawał grupie porywaczy, którą zorganizował, wszystkie polecenia dotyczące przetrzymywania uprowadzonego, w tym prób odebrania okupu, a wreszcie zabicia porwanego.

Podczas procesu, jeden z porywaczy - Ireneusz Piotrowski zeznał, że Franiewski miał zlecić także zabójstwo ojca Krzysztofa, Włodzimierza Olewnika oraz planował porwanie jednej z sióstr uprowadzonego, Danuty Olewnik-Cieplińskiej. Pomimo poczynionych przygotowań ostatecznie zrezygnował z tych planów. Piotrowski przyznał przed sądem, że to on przyczynił się do porwania Krzysztofa Olewnika, opowiadając o nim i jego rodzinie właśnie Franiewskiemu, z którym wcześniej razem odsiadywał karę pozbawienia wolności. Franiewski miał mu wtedy powiedzieć, że pieniądze "najlepiej zrobić na porwaniu dla okupu jakiejś bogatej osoby". Podczas tej rozmowy Piotrowski przyznał, że zna takie osoby i wymienił m.in. rodzinę Olewników - jak się później okazało, na ofiarę wybrano Krzysztofa, który mieszkał sam.

Reklama

czytaj dalej



Na ławie oskarżonych zasiadła też żona Franiewskiego, która odpowiadała za udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym i ukrywanie dokumentów. Sąd wymierzył jej wtedy karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata za ukrywanie dokumentów i jednocześnie uniewinnił ją od zarzutu udziału w grupie przestępczej.

"Nie wiemy tak naprawdę, czy faktycznie Franiewski popełnił samobójstwo. Te wszystkie dziwne zgony, niewyjaśnione samobójstwa, które się zdarzyły, także Kościuka i Pazika oraz strażnika więziennego, mają według nas absolutny związek z uprowadzeniem i śmiercią Krzysztofa Olewnika. To nie są nasze fanaberie" - powiedział we wtorek PAP pełnomocnik rodziny Olewników, mecenas Ireneusz Wilk. Dodał, iż w tych zgonach nie można wykluczyć udziału osób trzecich.

Wilk zasugerował, że decyzja ministra Kwiatkowskiego o podjęciu na nowo śledztwa w sprawie Franiewskiego może wynikać m.in. z opinii biegłego powołanego przez sejmową komisję śledczą badającą sprawę Olewnika, "który ocenił postępowania w aspekcie pragmatyki służbowej służby więziennej". "Wydaje mi się, że tam istniały podstawy do podjęcia takiej decyzji, jaką minister podjął. Cieszymy się, że taka decyzja zapadła, bo jest ona odważna i służy prawdzie" - dodał Wilk.

Podkreślił, że w sprawie istotna jest "sieć powiązań formalnych i nieformalnych" jakie miał Franiewski, które "powodowały, że w sposób nadzwyczajny był traktowany we wszystkich zakładach karnych, był traktowany w sposób niezwykle łagodny", nieadekwatny do charakteru kary.

W nocy z 12 na 13 lipca 2009 r. na drzewie rosnącym przy drodze Morąg - Raj powiesił się strażnik więzienny z Olsztyna, który w areszcie pilnował Franiewskiego. W sierpniu 2009 r. w raporcie specjalnego zespołu Ministerstwa Sprawiedliwości podano, iż nie znaleziono dowodów, by samobójstwo sierżanta Mariusza K., wiązało się ze sprawą Krzysztofa Olewnika i śmierci Franiewskiego. Powodem miały być osobiste problemy strażnika.

Sierżant K. w czerwcu 2007 r. pełnił służbę w czasie, gdy w olsztyńskim areszcie samobójstwo popełnił Franiewski. Sprawą zajęła się wtedy prokuratura Okręgowa w Elblągu. Ustalono, że po samobójstwie Franiewskiego strażnik korzystał z pomocy psychologicznej. Nie obawiał się odpowiedzialności za jakiekolwiek zaniechania w związku ze śmiercią Franiewskiego, natomiast miał obawiać się utraty pracy, co miało znaczenie w jego sytuacji osobistej. W Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie zbadano też krew strażnika - potwierdziło się, że przed samobójstwem pił alkohol.