Zbrodnie popełnione przez 24-letniego Marcina M. wstrząsnęły krajem w styczniu. Po odkryciu zwłok gospodyni na plebani w Ciosańcu (woj. lubuskie) oraz proboszcza i gospodyni na oddalonej o zaledwie 40 kilometrów plebani w Serbach, ówczesny komendant główny policji Tadeusz Budzik powołał specjalną grupę śledczą. "W jej skład wejdą najlepsi funkcjonariusze z komend w Gorzowie i Wrocławiu" - informował wtedy generał Budzik.

Reklama

Ustalenia śledczych pracujących pod nadzorem prokuratorów z Zielonej Góry są szokujące. Szybko wpadli na trop wiodący do Marcina M., który od czasu do czasu mieszkał u swojej bliskiej rodziny w miejscowości położonej niedaleko obydwu parafii. Ten ślad zaprowadził ich do Niemiec, gdzie mężczyzna ostatnio pracował.

"Lubuscy policjanci zdobyli próbki DNA przesądzające, że to M. dokonał zbrodni na plebani w Ciosańcu. Dzięki temu prokuratura wystawiła za nim Europejski Nakaz Aresztowania, a niemiecka policja szybko go znalazła" - wyjaśnia DZIENNIKOWI jedna z osób znających szczegóły śledztwa. Po przewiezieniu do kraju w marcu Marcin M. natychmiast przyznał się do dokonania potrójnego morderstwa. Wziął udział w wizjach lokalnych i w detalach pokazał, jak zabijał niewinnych ludzi. "Wyznał, że nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Twierdzi, że przez lata był molestowany w kościołach i księży spotyka słuszna kara" - usłyszeliśmy od jednego z prokuratorów.

Te informacje potwierdza również nasze źródło w centrali policji. Jak się dowiedzieliśmy, śledczy zaczęli badać przeszłość Marcina M. Szybko natrafili na postępowanie prowadzone w Prokuraturze Rejonowej w Sławnie przed siedmiu laty. Wtedy M. złożył doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez miejscowego proboszcza. Zeznał, że był wielokrotnie molestowany. W zamian miał dostawać pieniądze oraz drobne upominki. "Umorzyliśmy to postępowanie wobec niestwierdzenia przestępstwa" - tłumaczy dzisiaj dziennikarzom szef tamtejszej prokuratury Jarosław Płachta.

Reklama

Według naszych informacji prokuratorzy potwierdzili wtedy fakt kontaktów seksualnych między 17-latkiem i księdzem. Jednak zdecydowali, że nie miały one charakteru przestępczego. Po prostu M. w świetle prawa nie był już osobą małoletnią. - Dla nas to niewyobrażalna tragedia. Dla wszystkich było jasne, że Marcin będzie księdzem, był ministrantem. Nagle coś się zepsuło, zaczął kraść i pić. Wtedy także wyszła ta sprawa z molestowaniem. Straciliśmy z nim kontakt, zaczął jeździć do pracy w Niemczech, rzadko tu bywał - mówi bliski M. Dla księdza ze Sławna historia zakończyła się przeniesieniem do innej, mniejszej, parafii.

"Prowadzący sprawę podejrzewają, że stąd wzięła się "zimna nienawiść", którą Marcin M. czuje do duchowieństwa. We wstępnych opiniach lekarzy jest oceniany jako osoba świadoma swoich czynów" - usłyszeliśmy od jednego z naszych rozmówców. Czy M. mógł zatem zabić i innych duchownych? "Mogę jedynie powiedzieć, że przyglądamy się zabójstwom księży, które dotąd nie zostały wyjaśnione" - mówi rzecznik prasowy lubuskiej policji Agata Sałatka.

Podejrzenia śledczych koncentrują się na dwóch zabójstwach dochownych na przestrzeni ostatnich siedmiu lat: w woj. zachodniopomorskim oraz w Wielkopolsce. Te informacje postawiły na nogi również niemieckie organa ścigania. Policjanci stamtąd również przyglądają się niewyjaśnionym dotąd zbrodniom na duchownych.