To najsmutniejsze ferie zimowe w Liceum Lotniczym im. Żwirki i Wigury w Dęblinie. Zginęli najlepsi z wielkiej rodziny lotniczej. Najlepsi, którzy pierwsze kroki stawiali właśnie w dęblińskiej szkole.

"Nie możemy się pogodzić ze smiercią wybitnych kolegów. Tu ślubowali, zaczynali, bardzo się starali, by zdać czasem karkołomne egzaminy i przejść wyczerpujące szkolenia" - mówi "Faktowi" poruszony Ziółkowski.

Reklama

Dyrektorem liceum został w 1985 r., ale wielu zmarłych pilotów pamięta też jako dziekan lotnictwa w Wyższej Szkole Oficerskiej.

"Mjr Robert Maj, absolwent 83 r., płk Jerzy Piłat, absolwent 81 r., kpt Paweł Zdunek, absolwent 87 r., płk Dariusz Maciąg, absolwent 84 r., kpt Leszek Ziemski, absolwent 88 r. i por. Robert Kuźma, najmłodszy, bo absolwent z 1991 r." - recytuje bez zająknięcia dyrektor.

Reklama

Gdy usłyszał o tragedii, nie spał całą noc. "Boże, znałem wszystkich, którzy polecieli na konferencję" - pomyślał w ten tragiczny wieczór.

Dyrektor najlepiej pamięta porucznika Roberta Kuźmę, bo ten skończył szkołę w 1991 roku. "Taka niespokojna dusza. Z utęsknieniem czekał na pierwsze loty szybowcem. A potem na lot samolotem CASA. On kochał latać i cały czas latał, nie wyobrażał sobie bez tego życia. I zginął za sterami CASY..." - mówi dyrektor.

Pamięta też płk. Piłata. "Był człowiekiem niezwykłej kultury, dżentelmenem i wybitnym lotnikiem" - wspomina. "Od wszystkich, którzy zginęli w katastrofie, moglibyśmy się wiele nauczyć" - zapewnia dyrektor Ziółkowski.