Zaraz po wypadku niemieckiego tira polscy strażacy wyciągali opierające się świnki z ciężarówki. Żar lał się z nieba, więc oczekujące na zastępczy transport świnie druhowie od czasu do czasu polewali zimną wodą. Te pozory spokoju nie uśpiły jednak czujności Berty i Grety. Kiedy tylko zorientowały się, że od najbliższego lasu dzieli je zaledwie kilkadziesiąt metrów, postanowiły wykorzystać sytuację. Powoli, kopytko za kopytkiem, zaczęły wycofywać się w kierunku pobliskich drzew. Ostatnie kilkanaście metrów pokonały galopem. Ostatnim, który widział, jak oddalają się od stada, był Marcin Olewiński.
"Nie wiedziałem, czy mi się wydaje, czy też to dzieję się naprawdę! Ale nagle wśród drzew zobaczyłem dwa kręcące się na tle różowych świńskich tyłeczków ogonki" - mówi rolnik spod Olszyny. Przypuszczenia Olewińskiego potwierdzają strażacy.
"Kiedy przybył transport zastępczy, okazało sie, że dwie maciory zniknęły" - mówi rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Żarach Paweł Hryniewicz. Już po zakończeniu akcji ratowniczej i po tym, jak świnie ruszyły w dalszą drogę, miejscowi chłopi postanowili znaleźć brakujące sztuki, ale po Bercie i Grecie, jak nazwano rezolutne świnki, nie było nawet śladu.
Za to okoliczni leśnicy z uśmiechem przyznają, że wcale by się nie zdziwili, gdyby za kilka miesięcy w lubuskich lasach pojawiły się kudłate dziczki z jasnoróżowymi ryjkami - pisze "Fakt".