Marek Lubomski był silnym zdrowym facetem. Teraz ma kłopoty, żeby zwiazać koniec z końcem. A marzy o ostatniej operacji, która mogłaby przywróci jego twarzy normalny wygląd. Ale 12 tysięcy euro na zabieg, to dla niego astronomiczna suma.
Lubomski pracował w straży miejskiej. Pięć lat temu napadła na niego grupa bandytów. "To był wrzesień. Wracaliśmy z kolegami ze służby. Było po 22.00. Ich też było kilku. Nawet nie widziałem ich twarzy. Jeden cios i wszystko się zmieniło" - mówi strażnik "Expressowi Bydgoskiemu".
Sprawcy uciekli, a sprawę wkrótce umorzono. W napadzie strażnik stracił: lewe oko, oczodół, całą szczękę i podniebienie, kości nosa. Od pięciu lat trwa rekonstrukcja jego twarzy. Ale polscy lekarze zrobili już co mogli.
Ostatnią operację strażnik mógłby przejść w klinice w Kassel w Niemczech. Z kości wyciętej z łopatki lekarze mogą odtworzyć podniebienie, nos i zębodoły. Chirurdzy zrezygnowali z wynagrodzenia, ale trzeba zapłacić za leki, jedzenie, transport. Razem 12 tysięcy euro.
Tymczasem w minionym tygodniu lekarz orzecznik ZUS uznał, że... stan zdrowia pozwala Lubomskiemu na podjęcie pracy. Strażnik stracił rentę. Bliscy nie ukrywają, że Lubomski dorabiał do renty. Ale musiał, żeby utrzymać rodzinę. Mężczyzna nie będzie już strażnikiem miejskim. Żeby pracować w tym zawodzie, trzeba przejść testy, prawie takie jak w policji. A to się Lubomskiemu nie uda.
Zbiórkę na rzecz Marka Lubomskiego prowadzi Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą".