Inne

Po dwóch dobach mundurowym udało się dopaść Sebastiana S. Kordonem otoczyli dom jego rodziców w Komorzu koło Środy Wielkopolskiej. Akcja trwała dwie godziny. Mężczyzna poddał się bez walki - wiedział, że nie ma żadnych szans.

W środę Sebastian S. pojawił się w domu żony, z którą od dwóch lat jest w separacji. Wyszedł właśnie z więzienia, gdzie siedział za jazdę po alkoholu. "Poprosił mnie, żebym wraz z czworgiem naszych dzieci odwiedziła go. Mówił, że stęsknił się za nimi. Wzięłam je i w dobrej wierze pojechałam do jego domu rodzinnego" - opowiadała "Faktowi" Edyta S.

"Kiedy już byłam u niego, teściowa zajęła się dziećmi, a Sebastian poprosił mnie o chwilę rozmowy na osobności. Poszliśmy polną drogą obok jego domu. Nawet mi do głowy nie przyszło, że ma złe zamiary. Przecież urodziłam mu czworo dzieci. Doskonale wie, że maluchy mnie potrzebują" - mówi kobieta. "Nagle chwycił mnie dwiema rękami za gardło i zaczął dusić. Trzymał tak mocno, że wisiałam w powietrzu" - relacjonuje Edyta S. Zaatakował, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży z innym i próbuje na nowo ułożyć sobie życie.

Reklama

"Jakimś cudem udało mi się oswobodzić. Uciekałam w stronę domu sąsiadki. Biegłam, ale brakowało mi tchu. Trzymałam się za ogromny brzuch i modliłam, by tylko mojemu synkowi nic się nie stało. Kiedy wbiegłam do domu sąsiadki, dopadł mnie tam. Chwycił nóż i rzucił się na mnie. Dźgał mnie na oślep. Kilka razy wbił mi go w brzuch, ranił w rękę i w plecy" - wspomina kobieta.

Edyta S. leży w szpitalu w Środzie Wielkopolskiej. Ma pięć ran zadanych nożem. Na brzuchu, ręce i plecach. Dziecko, które przyszło na świat o miesiąc za wcześnie, również jest ranne, na szczęście niegroźnie. Na razie leży w inkubatorze.