"W specjalnym namiocie ratowniczym z dziećmi byli psychologowie i rodzice, którzy zdołali dotrzeć na miejsce. Jedna z matek zapłakana biegała po namiocie i szukała swojej córki, nie wiedząc, że dziewczynka już została odwieziona do szpitala" - mówi nam Andrzej Dobkiewicz, dziennikarz "Tygodnika Świdnickiego", który był na miejscu wypadku.

>>> Prokurator o wypadku: To brak wyobraźni

Reklama

W samym szpitalu również działy się dramatyczne sceny. Pokaleczonymi dziećmi zajmowały się lekarze, pielęgniarki i psychologowie. "Jechaliśmy i nagle cały dach oderwało, wszędzie zaczęły się piski" - relacjonował w TVN 24 jeden z rannych w wypadku chłopców.

"Ja przysypiałam. Nagle taki wstrząs nastąpił i wszyscy zaczęli krzyczeć i płakać. I potem się zaczęło, były zbite szyby, ludzie wychodzili" - opowiada Monika, inna ofiara wypadku. "Szyba mnie uderzyła, tak mnie przecięła" - dodaje dziecko.

>>> Wypadek autokaru. 30 dzieci rannych

Jej udało się samej wydostać ze zniszczonego autobusu. Inne dzieci pomagały sobie lub czekały na ratowników. "Mnie pomógł kolega z klasy" - opowiadała inna dziewczynka. "Jechaliśmy i autokar uderzył w to i cały się rozwalił" - opisywała moment wypadku.