"Widok był makabryczny. Denat nie miał twarzy, rozszarpane serce, wygryzione płuca. Rodzina rozpoznała go tylko po tatuażach" - mówi DZIENNIKOWI Jan Zborowski, prokurator rejonowy w Bytowie w woj. pomorskim. Mężczyzna, który zostawił w lesie 50-letniego kompana, dostał zarzut nieudzielenia pomocy. Grozi mu do 3 lat więzienia.
>>>Trzymał pod kołdrą zwłoki konkubiny
Do tragedii doszło 10 marca. Dwóch kolegów, wybrało się do lasu na "wisienkę". Alkohol postanowili spożyć na 5-metrowej ambonie. Po wypiciu trzech tanich win chcieli ruszyć dalej. Oskarżony schodził z ambony jako pierwszy i od razu udał się na stronę. To właśnie wtedy jego kompan spadł.
>>>Zwłoki mężczyzny leżały na trawniku
"Zeznał też, że chciał pomóc, ale żyjący jeszcze kolega miał powiedzieć, żeby sobie poszedł. I tak zrobił. Zanim jednak się oddalił, podłożył mu jeszcze swemu kompanowi sweter pod głowę" - opowiada prokurator Zborowski. "Mężczyznę najwyraźniej jednak dręczyły wyrzuty sumienia, bo następnego dnia wrócił pod ambonę. Niestety jego kolega już nie żył" - dodaje. Mężczyzna tak się przestraszył, że na tydzień wyjechał do rodziny.
>>>Zabił żonę i wrócił na imprezę
Jest już opinia biegłego - 50-latek zmarł z powodu przerwania rdzenia kręgowego. Była to szybka śmierć.