Do szpitala w Stalowej Woli trafił młody mężczyzna z licznymi ranami ciętymi na twarzy, rękach, tułowiu i nogach. Lekarzom obrażenia wydały się na tyle podejrzane, że natychmiat zawiadomili policję.

>>>Granat rozerwał go na strzępy

Reklama

Funkcjonariusze przesłuchali brata 28-latka, który przywiózł go do szpitala. Okazało się, że poszkodowany podczas spaceru po lesie z bratem i jego synem oddalił się od nich i rozpalił ognisko. Do ognia wrzucił skorodowany granat. Brat ofiary usłyszał huk i po chwili zobaczył zataczającego się i pokrwawionego mężczyznę.

>>>Robotnicy przywieźli granat do przedszkola

Policjanci udali się na miejsce wybuchu. Podczas oględzin zobaczyli na zboczu niewielkiego wzniesienia ślady eksplozji oraz kawałki pocisków, prawdopodobnie ręcznych granatników przeciwpancernych. Skorupa jednego z pocisków była rozerwana, drugi pocisk był nienaruszony. Policjanci zabezpieczyli teren i o znalezisku powiadomili Batalion Saperski w Rzeszowie.

Reklama

>>>Spał na wersalce wspartej na bombach

Patrol rozminowywania XXI Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa przeszukał teren wykrywaczem metali, ale nie natknął się na inne niewybuchy. Pocisk został przewieziony na poligon i tam zdetonowany.