20.00, niedziela. "Siedzimy przed domem. Pieczemy mięso, śpiewamy. Dzieci sąsiadki - Patryk, Kornelia i Karolina - biegają beztrosko. Tereska jest z nami. Siedzi też Łukasz, jej syn i mąż Zbyszek. Jest ciepło, każdy ma krótki rękaw" - rekonstruuje każdy detal Remigiusz Rymarski, który cudem uratował się z pożaru.

Reklama

23.00. Sąsiedzi zbierają się z podwórka. Robi się chłodno, więc idą do swoich mieszkań. Emilia Staniszewska myje dzieciaki, Teresa też zagoniła swoich mężczyzn do środka. "My z Sandrą kładziemy się spać. Po jakiejś godzinie słyszę potworne walenie w drzwi. To Teresa. Krzyczy: <Remek, Jezu, obudź się, uciekajcie! Pali się!>" - opowiada Remigiusz. Natychmiast wyskoczył z łóżka. Czuje potworny smród, jest bardzo gorąco. Na korytarzu już huczą płomienie. "Uciekajcie!" - słyszy zza ściany ognia.

>>> "Wciąż słyszę krzyk płonących ludzi"

Nagle gaśnie światło i pojawia się dym. Gryzie w oczy, nie ma czym oddychać. Remigiusz i Sandra podbiegają do okna, wahają się, ale skaczą. Nie tylko oni decydują się na desperacki krok. Do uszu Remka dobiegają stłumione uderzenia upadających na ziemię ciał. Ludzie stoją w oknach drugiego piętra. Płoną niczym pochodnie. Wyrzucają dzieci, ktoś łapie je na dole. "Jest jasno i strasznie gorąco. Wszystko topi się, spadają jakieś fragmenty dachu. Nie czuję bólu" - wyrzuca jednym tchem Remigiusz.

0.40, poniedziałek. Z drugiej strony budynku trwa walka. Emilia Staniszewska wystawia dzieci na mały daszek przy oknie. Łukasz - syn Teresy - budzi się w kłębach dymu. Ogień trawi drzwi i ściany. Chłopak razem z ojcem w ostatniej chwili wyskakują przez okno. Nie wiedzą, gdzie jest matka. Łukasz pada na beton, widzi tylko złotą łunę nad głową. "Łukasz, Boże, to ty?" - ktoś pochyla się na nim. "Ratunku! Tu jest ranny człowiek. Pomocy!" - krzyczy Emilia Staniszewska. Stoi nad chłopakiem zmienionym nie do poznania. Ma czarną twarz, bez włosów, jego dłonie są spalone.

>>> "Strażacy nie umieli nam pomóc"

Romana Kasicę, który z żoną Anią od roku mieszka kątem u kolegi, obudziła córka Daria. Krzyczała: Tato, śmierdzi dymem! "Chciała do toalety. Doszedłem do drzwi, czułem jakiś dziwny swąd. Otwieram, a tam zasłona ognia. Podjąłem decyzję: klatką nie uciekniemy. Przesunęliśmy z kolegą pod drzwi ogromną szafę w nadziei, że to powstrzyma ogień. Jedynym ratunkiem było okno. Skoczyłem najpierw ja, żeby łapać córkę" - relacjonuje Kasica. Dziewczynka nie chciała skakać. "Mamo, boję się!" - płakała. Anna zacisnęła zęby i siłą wypchnęła córkę przez okno. Jej mąż złapał dziecko. Gdy Daria była już bezpieczna, skoczyła Anna. Pamięta chwilę, kiedy córka złapała ją kurczowo za rękę. "Mamo, uciekajmy" - prosiła. Roman próbuje biec do kolegi. Bardzo bolą go nogi. Potem się okaże, że złamał obie.

Reklama

11.00, poniedziałek. Pogorzelisko przy ul. Wolińskiej. Wszędzie pełno ludzi: sąsiadów, pogorzelców, strażaków, reporterów. "Mama tydzień przed pożarem wyszła ze szpitala, była obolała" - mówi Ewelina, córka Teresy. Przeżyła, bo tragiczną noc spędziła u chłopka. W lany poniedziałek miała jechać do Niemiec. Żegnali się. W nocy o 1.30 zadzwoniła kuzynka, że pali się hotel.

"Rano nikt nie wiedział, gdzie jest mama. Mówili, że poszła budzić Remka. Ojciec z Łukaszem w ostatniej chwili wyskoczyli z okna. Ona nie zdążyła. Teraz wiem już, że się nie znajdzie" - łka Ewelina.

>>> W pożarze spłonęło trzynaścioro dzieci

12.00, poniedziałek. Ciała Teresy Pasiuk i Jolanty Janyszko strażacy zwożą podnośnikiem. Zwłoki zabiera ostatni karawan, który tego dnia odjeżdża sprzed hotelu na Wolińskiej.

15.00, środa. Remigiusz Rymarski wciąż siedzi przed spalonym budynkiem. Nie wie, dokąd pójść. "Matka wyrzuciła mnie z domu. Tułałem się wszędzie. Skończyłem szkołę. Zacząłem pracować. Kolegowałem się z Łukaszem, synem Teresy. Przychodziłem do nich. Teresa zawsze obiad postawiła na stole. Była dla mnie lepsza niż matka" - wspomina. To właśnie ona przygarnęła go, dopóki nie znajdzie własnego lokum. "Mieszkałem z nimi pięć miesięcy. Tej nocy przyszła mnie ratować. Ona jedna. Ten jeden moment odmienił wszystko. Gdyby nie przybiegła do mnie, może by żyła. Ale serce kazało jej inaczej" - mówi mężczyzna. "Będę mówił o śmierci tych ludzi, ile tylko będzie można. To boli, ale to im się należy. Należy się Teresie, bo to wyjątkowa kobieta. Moja bohaterka".

p