Firma AuditPro sprawdziła w sumie 6 tysięcy komputerów. Wnioski z audytu są zatrważające.

W sprzęcie używanym przez pracownika jednego z urzędów informatycy znaleźli kilkaset gigabajtów pornosów. "Takiej wideoteki jeszcze nie widziałem. Kilkaset filmów i filmików było uporządkowanych alfabetycznie, według nazwisk autorów i rodzajów pokazywanego tam seksu" - mówi Karmoliński z firmy informatycznej AuditPro.

"Urzędnik w ogóle nie przejmował się, że te nielegalne filmy ściągnął na komputer firmowy. Wpadł, bo sprzęt był tak przeciążony, że poprosił informatyków o jego sprawdzenie. Wtedy oni odkryli, co trzyma na komputerze" - dodaje ekspert.

Skala problemu wydaje się na tyle duża, że dostrzegło ją Ministerstwo Finansów. Resort w zeszłym roku zarządził sprawdzenie zawartości serwerów i komputerów pracowników z kilku urzędów. W efekcie prokuratura postawiła zarzuty piractwa komputerowego kierownikowi oddziału wdrożeń i administrowania systemem informatycznym oraz administratorowi sieci w gdańskiej izbie skarbowej.

Fachowcy z AuditPro szacują, że do podobnych praktyk wykorzystywanych jest blisko 40 procent komputerów w urzędach i 28 procent w firmach prywatnych.

"Jesteśmy zaskoczeni nie tylko skalą tego problemu, ale też pomysłowością pracowników" - dodaje Karmoliński. Podczas audytu znaleziono nie tylko pornografię, pirackie filmy i muzykę, ale także kilkaset niezwykle drogich specjalistycznych programów, np. wart kilkaset tysięcy złotych program służący... do projektowania samolotów. Jedna z urzędniczek w swoim sprzęcie miała program dla architektów. Okazało się, że ściągnął go z sieci jej syn, student architektury.









Reklama