40-latek ze Zduńskiej Woli nie był zadowolony, że nie pozwolono mu odsiedzieć sześciu dni zasądzonego aresztu, bo - jak twierdzi - musi szybko znaleźć pracę. Prosił strażnika, żeby go wpuścił za bramy zakładu. Tłumaczył mu, że jeśli sam nie przejdzie przez próg więzienia, doprowadzi go tam policja. Tymczasem - z powodów proceduralnych - zanim to nastąpi, minie ładnych parę tygodni.
Strażnik nie dał się przekonać. Nie honorował ani zaświadczenia z urzędu miasta o zagubionym dowodzie osobistym, ani karty kierowcy z fotografią i numerem PESEL. 40-latek nie mógł wylegitymować się prawem jazdy, bo zostało mu ono zabrane, gdy wpadł podczas jazdy na podwójnym gazie. To właśnie za to miał zasądzony areszt.
Jedyny dokument, który uprawniałby go do przekroczenia w tej sytuacji zakładu karnego w Sieradzu, to… książeczka żeglarska. Zapytane o ten absurd Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że książeczka żeglarska ma status niemal równy paszportowi.
Przestępcy często chcą uniknąć odbycia zasądzonej przez sąd kary. Ale okazuje się, że są też i tacy, którym spłatę długu wobec społeczeństwa utrudniają absurdalne przepisy. Do więzienia w Sieradzu (Łódzkie) nie wpuszczono skazanego 40-latka, bo... nie miał dowodu osobistego. Na nic zdało się nawet zaświadczenie o zgubieniu dokumentu. Strażnik zażądał... książeczki żeglarskiej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama