Morderca trafił do więzienia na 25 lat. Sąd kazał jednak powtózyć proces. Dla rodziny gimanzjalistki oznacza to przypomnienie traumatycznego romansu ich córki i 38-latka. "To był dramat. Całe miesiące drżałam o córkę, która straciła głowę dla tego bandyty. Inaczej o tym człowieku nie mogę myśleć i mówić" - opowiada "Gazecie Krakowskiej" matka nastolatki.

Reklama

15-latka spod Wieliczki poznała starszego o 23 lata mężczyznę przypadkiem. Pomyłkowo wysłany SMS stał się początkiem gorącego romansu. Ale skończył się on tragicznie.

Choć dziewczynie Dariusz D. przedstawił się jako biznesmen, to tak naprawdę dorabiał sobie u Edmunda A., który utrzymywał się z handlu dewocjonaliami. Zarobki najczęściej szybko przepijał. Kiedy cała pensja poszła przed kolejną randką z dziewczyną, postanowił inaczej zdobyć pieniądze.

Tłuczkiem do mięsa zaatakował śpiącego pracodawcę, w pokoju hotelowym, który wynajmowali. By upewnić się, że nie żyje dusił go poduszką i w końcu zadał trzy śmiertelne ciosy nożem w szyję. Potem ukradł prawie 3 tysiące złotych i samochód i pojechał do ukochanej.

Przez cały dzień pili w Krakowie. Kiedy wracali Dariusz D. spowodował wypadek. Zostawił w samochodzie 15-latkę, a sam uciekł. Dziewczynie na szczęście nic się nie stało.

Za zabójstwo i wypadek został skazany na 25 lat więzienia. Ale Sąd Apelacyjny w Krakowie nakazał powtórzenie procesu, bo zmieniły się przepisy. W mocy utrzymano tylko wyrok za wypadek.