Robert H. był sąsiadem Artura Michałowskiego z Lęborka przez 20 lat. Nie miał więc problemu z poznaniem takich informacji, jak imiona rodziców czy data urodzenia kolegi. I to wystarczyło, by narobić mu poważnych problemów.

"W lipcu ubiegłego roku przyszedł do mnie komornik, który zamierzał ściągnąć około 6 tysięcy złotych długu" - opowiada "Dziennikowi Bałtyckiemu" Artur Michałowski. "Taka kwota miała się uzbierać z niezapłaconych przeze mnie mandatów. Większość z nich została wystawiona w lutym ubiegłego roku na terenie Trójmiasta, Tczewa, Wejherowa. Na szczęście miałem potwierdzenie o zatrudnieniu w tym czasie, na terenie Wielkiej Brytanii. Dzięki temu mandaty zostały anulowane" -dodaje.

Reklama

Te kary nazbierał właśnie Hubert H. O tym, że sąsiad używa skradzionej tożsamości, Michałowski dowiedział się z pisma od gdańskiej prokuratury. Napisano w nim, że po aresztowaniu za kradzież mężczyzna podał dane sąsiada. Ale wsypali go wspólnicy.

Jak pisze "Dziennik Bałtycki", Robert H. jest teraz oskarżony o 27 "wcieleń w kolegę". To pozwoliło Michałowskiemu anulować większość mandatów. Ale nie wszystkie. Ostatnio zablokowano mu zwrot 350 złotych podatku za... niespłacone mandaty.

Jak to możliwe, że tak łatwo nabrać policjantów? "Mamy różne sposoby weryfikacji osób popełniających wykroczenia, ale jeśli taki zatrzymany poda precyzyjne dane innej osoby, to faktycznie jest to szalony problem" - mówi podinsp. Józefem Pruchniakiem z policji w Lęborku.