"Nikt się nie spodziewał, że Irek zostawił taką fortunę" - mówi Roman Oczoś, kierownik schroniska dla bezdomnych, gdzie mieszkał ostatnio Ireneusz Jadecki. Tak bowiem naprawdę nazywał się Dżimi Radyjko.
55-letni kloszard był dobrze znany mieszkańcom Świnoujścia. Kiedyś pracował w wodociągach. Ale kilka lat temu trafił na ulice miasta. Przemierzał je z radiem na ramieniu - stąd przezwisko.
W schronisku dla bezdomnych mieszkał od dwóch lat, po tym jak stracił swoje mieszkanie za długi. Obiecywał, że je zwróci, ale nikt w to nie wierzył.
>>>Londyn pozbywa się bezdomnych Polaków
Ostatnio gorzej się poczuł. Trafił do lekarza, ale nie chciał zostać w szpitalu. Kilka dni później źle się poczuł w schronisku. Wezwano karetkę, ale Dżimi zmarł w szpitalu na śpiączkę cukrzycową.
I okazało się, że bezdomny nie był tak biedny, na jakiego wyglądał. W jego rzeczach było 24 tysiące złotych w gotówce i złota biżuteria warta kolejne 10 tysięcy. Był więc blisko splaty długów. Teraz wszystko trafiło do sądowego depozytu. Kto dostanie fortunę? Wzbogaci się zapewne jego rodzina, która pojawiła się na pogrzebie.