Gdy przed paroma laty pan Zygmnut skręcił kostkę, ubezpieczyciel oszacował 9-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Okazało się, że utrata nogi to... 2 procent uszerbku. "Gdy mi wypłacono 120 zł, osłupiałem" - mówi syn pana Zygmunta, który z upoważnieniem od ojca wybrał się do PZU Życie po pieniądze.
Pana Zygmunta prawie rok temu potrąciła ciężarówka. Nie tylko stracił prawą nogę, ale miał też poważne obrażenia lewej oraz liczne rany głowy.
Po skandalicznym wyroku rodzina skontaktowała się z "Gazetą Lubuską". Po interwencji dziennikarzy ubezpieczyciel naprawił swój błąd. Stratę nogi oceniono na 56-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Przy założeniu, że 2-procentowy szkodę wyceniono na 120 złotych, 56 procent daje 3360 złotych.
Do rodziny zadzwoniła od razu przedstawicielka ubezpieczyciela z Poznania. "Rozmawiałem z panią Oleksy, wyjaśniła, iż w tej sprawie nastąpiła pomyłka w Wolsztynie, a jeśli mnie to satysfakcjonuje, to z powodu skandalicznego zachowania się wolsztyńskiego personelu zostaną wyciągnięte konsekwencje" - mówi "Gazecie Lubuskiej" syn poszkodowanego.
"Ja jednak pamiętam, iż w PZU Życie są tabele oceny utraty zdrowia i wynika z nich, iż ojciec, któremu przecież z nogi został tylko kikut, mógłby otrzymać górną granicę stawki, czyli 70 proc. Powiedziałem, iż w imieniu taty raczej będę się ubiegał o to, gdyż osoba zajmująca się oprotezowaniem nogi stwierdziła, iż jest to trudny przypadek jeśli idzie o wykonanie protezy" - dodaje.
Rodzina dała sobie tydzień na podjęcie decyzji, czy zaakceptować pieniądze, czy poczekać na kolejne orzeczenie, co zaproponował oddział w Poznaniu.