Wrocław słynie z dużej ilości ścieżek rowerowych. Ale równie słynne są fuszerki, które popełniono przy ich budowaniu. Przykładem są krawężniki. Choć minister transportu wyraźnie określił ich maksymalną wysokość na jeden centymetr, to zdarzają się nawet 7-centymetrowe podjazdy.

Reklama

I właśnie na taką przeszkodę wpadł we wrześniu Radosław Lesisz z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej. Uszkodził koło. Ponieważ już wcześniej rower psuł mu się na ścieżkach, to przepełniło czarę goryczy. Postanowił nie odpuścić miastu.

By dostać odszkodowanie potrzebował policyjnego protokołu. Jego uzyskanie nie było jednak łatwe. na patrol czekał godzinę, a keidy policjanci usłyszeli o co chodzi, myśleli, że żartuje. Próbowali go zniechęcić, ale protokół w końcu wypisali.

Lesisz złożył protokół razem z formularzem szkody do Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta i czekał. Teraz, po ośmiu miesiącach dostał odpowiedź. Miasto wypłaci mu 342 złote. Jak twierdzi, to nie jest precedens. "Odszkodowanie dostał już rowerzysta z Gorzowa, który dotkliwie uszkodził rękę w zderzeniu ze słupem postawionym na środku ścieżki rowerowej. Procesował się z zarządem drogi i wygrał" - mówi "Gazecie Wyborczej".

Miasto co prawda twierdzi, że lawiny pozwów się nie boi, ale od razu zarządziło spisanie fuszerek na ścieżkach. Służby mają je szybko usuwać.