Policja w Białce Tatrzańskiej zatrzymała 50-letniego mężczyznę z Warszawy, u którego badanie alkomatem wykazało 0,25 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Norma była przekroczona o 0,05 promila, dlatego policja zabrała mu prawo jazdy. Kiedy jednak sprawdzono go 15 i 30 minut później, poziom alkoholu wyniósł 0,0. Taki sam wynik pokazały badania krwi wykonane w szpitalu. Było już jednak za późno - prawko zostało zatrzymane.
"Następnego dnia ten sfrustrowany człowiek przyszedł do mnie, przedstawiając wszystkie okoliczności z wynikiem badania krwi" - mówi "Tygodnikowi Podhalańskiemu" Józef Łukasik, komendant zakopiańskiej policji. "Zweryfikowałem ten przypadek z sędzią. Biorąc pod uwagę, że jest to wynik badania na krawędzi wykroczenia i że wszystkie kolejne badania były zerowe, aby tego człowieka nie narażać na dodatkowe koszty, podjąłem decyzję, aby prawo jazdy wydać zainteresowanemu" - dodaje.
Tymczasem po Zakopanem krążą plotki, że mężczyzna powoływał się na wpływy w jednym z ministerstw.
"Nie był to żaden poseł, senator czy ambasador, a zwykły szary obywatel" - dementuje te pogłoski komendant Łukasik. "Przyszedł do mnie i po prostu rozpłakał się. Najbardziej nie mógł przeżyć jednej rzeczy, że żona z córką śmiały się z niego. Dla tego człowieka był to życiowy dramat" - dodaje Łukasik.
Sprawa tak czy inaczej trafi do sądu, ale kierowca będzie mógł do niego przyjechać własnym samochodem.