Uczelnie państwowe bronią się przed nimi rękami i nogami. Dlaczego? Bo uważają, że osoba, która nie zdała jednego przedmiotu, jest niedouczona i na pewno nie da sobie rady na dobrym uniwersytecie czy politechnice.
Co chcą zrobić rektorzy? Zapisać w swoich statutach, że na studia może kandydować tylko osoba, która zdała wszystkie egzaminy maturalne. O zgodę poprosili już swojego szefa, czyli ministra nauki i szkolnictwa wyższego. A on się na to najpewniej zgodzi.
Co oznaczają te zmiany dla giertychowych maturzystów, którzy nie zdali jednego przedmiotu, a mimo to mają świadectwo dojrzałości? Że albo będą bulić kasę za prywatne studia, albo zdawać maturę za rok. I tak źle, i tak niedobrze.
Ale musieli być na to przygotowani. Bo odkąd minister zaczął tylko mówić o amnestii maturalnej, rektorzy uczelni państwowych zapowiedzieli, że znajdą sposób, żeby giertychowych maturzystów nie wpuścić do siebie. Po drodze był pomysł przywrócenia egzaminów wstępnych na studia. Upadł, ale rektorzy znaleźli inny sposób. I ten najwyraźniej będzie skuteczny.