Cała afera zaczęła się, gdy statek wycieczkowy "Adler Dania" wpłynął na polskie wody terytorialne. Celnicy chcieli skontrolować sklepy na jego pokładzie. Ledwo rzucili okiem, a już zauważyli papierosy i alkohol bez naszej akcyzy. Natychmiast zakasali rękawy do dokładnej kontroli. A tu kapitan wyskoczył do nich, że odmawia prześwietlenia statku. Ale to nie koniec. Statek porwał celników i uciekł do Niemiec.

Piratów próbowała zatrzymać straż graniczna, ale załoga zignorowała wezwania. Potem Niemcy żenująco się tłumaczyli, że nie stanęli, bo mieli na pokładzie chorego. Statek wpłynął do Herigsdorfu w Niemczech. Tu polskich celników, zamiast przeprosić, przesłuchano. Co prawda, zaraz potem zwolniono do domu, ale skandal wybuchł i teraz polskie władze żądają wyjaśnień - donosi radio RMF FM.

To już kolejna polsko-niemiecka afera na wodach Świnoujścia. W sierpniu poróżnił nas spór o to, czy niemiecka marynarka wojenna podczas ćwiczeń naruszyła nasze wody i zmusiła polskie statki wycieczkowe do zmiany kursu. Polska ostro protestowała. I oskarżyła Berlin o złamanie prawa międzynarodowego. Niemcy nie widzieli najmniejszego problemu. Bo według nich wszystko było legalne.