Szaleństwo zaczęło się około godziny 17. Po jednym z głównych skrzyżowań w Gliwicach biegał mężczyzna i próbował zatrzymywać samochody. Miał zakrwawioną rękę.

Po kilku minutach szaleniec wskoczył do pobliskiej kwiaciarni, grożąc nożem wyrzucił z niej pracownicę i zabarykadował się wewnątrz. Po chwili rozebrał się do naga i kilka razy zranił się ostrzem.

Szaleniec nie stawiał żadnych żądań. Nie chciał rozmawiać z policyjnym negocjatorem. Policja otoczyła kwiaciarnię, ale bała się wejść do środka. "Podejrzewamy, że mężczyzna jest pod wpływem jakiś środków psychotropowych" - mówił sierż. szt. Arkadiusz Ciozak z gliwickiej policji.