Zaczęło się na stacji benzynowej w Złotorii koło Białegostoku. Podjechał volkswagen, kierowca wysiadł i zatankował bak do pełna. Nie zapłacił, wskoczył do auta i ruszył z piskiem opon. Obsługa stacji zadzwoniła po policję. Ta ruszyła na poszukiwania złodzieja.
Policyjny patrol zauważył pędzącego volkswagena przy wjeździe do Białegostoku. Po chwili ścigało go już kilka radiowozów. Ale na uciekającym wrażenia nie zrobiło wycie policyjnych syren. Nie pozwolił się wyprzedzić, ściął kilka znaków. Zmiękł, gdy policjanci sięgnęli po broń i strzelali w powietrze.
Wtedy zahamował, zostawił samochód i zaczął wiać pieszo. Ale nie miał żadnych szans. Po kilkudziesięciu metrach policjanci dopadli go i zakuli w kajdanki. Był kompletnie pijany - miał 2 promile. Na dodatek policjanci znaleźli przy nim kradzioną komórkę.
Teraz złodzieja-uciekiniera czeka sąd. Policja sprawdza, czy już wcześniej kradł paliwo.