Według prezesa ZNP Sławomira Broniarza, prościej i lepiej jest zapobiegać, niż potem karać. Stąd właśnie pomysły zmniejszenia klas i zwiększenia liczby spotkań z wychowawcami i psychologami, ale także terapia dla całych rodzin. Bo nie da się ukryć, że bardzo często rozmowa wyłącznie z dzieckiem to o wiele za mało. Nierzadko choroba toczy całą rodzinę.

ZNP chce też, by w każdej gminie powołać tzw. punkt interwencji, w którym dyżurowaliby kurator rodzinny, policjant, dyrektor szkoły, pedagog, psycholog i ksiądz. Czy to pomoże? Nie wiadomo. Ale na pewno nie zaszkodzi. "Ważna jest w tym wszystkim współpraca szkoły, nauczycieli, rodziny i samorządów. Bo bez tego nie mamy co liczyć na zmiany" - mówi Broniarz. Dziecko nie żyje tylko w szkole albo w domu.

Podobna propozycja znalazła się również w projekcie ministra edukacji "Zero tolerancji". Przy czym ten program bardziej skupia się na tym, jak karać chuliganów (m.in. poprawczaki i prace społeczne) i jak nagradzać tych, którzy pomagają swoim uciśnionym kolegom. Natomiast ZNP chce zapobiegać problemom u źródła.

Dobrze, że ZNP zabrało się do zmian. Szkoda jednak, że - jak wiele innych organizacji - za późno. Bo przecież o tragicznej sytuacji w szkołach wiadomo nie od dziś. Ale jak widać, podobnie jak MEN, tak i nauczycielom, potrzeba było takiego impulsu, jak dramat 14-letniej Ani w Gdańsku. Jednak każdą propozycję, która może coś zmienić w polskiej szkole, trzeba brać pod uwagę. Żeby już więcej takich Ań, gnębionych przez kolegów, nie odbierało sobie życia.