"Faszystowskimi wybrykami młodzieżówki powinien zająć się zarząd partii" - zagrzmiał dziś rano Giertych. Za słowami poszły czyny. Wicepremier spisał donos i wysłał go do prokuratora. A wszystko to po ujawnionym przez dziennik.pl filmie z faszystowską imprezą Młodzieży Wszechpolskiej.
Giertych podkreśla, że każde faszystowskie wystąpienie trzeba mocno potępić. "Każdy, kto takie rzeczy robi, nie powinien pełnić funkcji publicznych" - powiedział rano w "Sygnałach Dnia" szef LPR. Miał na myśli jedną z uczestniczek faszystowskiej imprezy, zorganizowanej przez wszechpolaków i skinheadów.
Sam jednak twierdzi, że nie ma nic wspólnego ze sfilmowanymi ludźmi. "Nie znam tej osoby. Żadnej z tych osób nigdy nie widziałem. I mój ojciec też nie jest w stanie powiedzieć, czy to jest ta osoba. Swoją asystentkę, jak sądzę, rozpoznałby. Ale trudno mi powiedzieć" - powiedział Roman Giertych i jednocześnie odciął się od działalności swojego ojca. "On jest parlamentarzystą europejskim. Ja nie odpowiadam za to, jak działają parlamentarzyści. Ja nie będę jego rzecznikiem prasowym" - zakończył.
Sami wszechpolacy szumnie zapowiadali, że odpowiedzą na zarzuty w czasie konferencji prasowej. Ale spotkanie z dziennikarzami najpierw zostało przełożone, potem - odwołane.
Jak twierdzi informator dziennika.pl, na filmie widoczna jest Leokadia Wiącek, która jest asystentką eurodeputowanego Macieja Giertycha. I tak jak inni skanduje hasła "Sieg heil", podnosi ręce w faszystowskim pozdrowieniu i pali pochodnie w kształcie swastyki. A w tle, obok flagi polskiej, wisi flaga faszystowska.