Katarzyna Świerczyńska: Dane dotyczące przestępczości nieletnich są zatrważające. Co się dzieje z polską młodzieżą?
Ewa Kramarz: Młodzi ludzie nie mają wzorców wychowawczych, zachęt moralnych, nie ma dla nich świętości. I nic nie wskazuje, żeby było lepiej. Poza tym młodzi, którzy dopuszczają się najgorszych przestępstw, pochodzą zwykle z patologicznych rodzin. To dzieci pozostawione same sobie, wychowane przez ulicę, brutalne filmy, gry komputerowe.

Nastolatki są coraz bardziej brutalne. Co dziesiąty gwałciciel jest nieletni.
W ogóle mnie to nie dziwi. Niedawno badałam 14-latka, który zgwałcił i zamordował koleżankę. "Niech sobie pani podetrze tymi aktami dupę! Tak, zabiłem człowieka! Nie chcę rozmawiać! Mam to wszystko w dupie!" - krzyczał do mnie. Z lekceważeniem mówił o zamordowanej przez siebie dziewczynce. I za tą bestialską zbrodnię posiedzi w zakładzie poprawczym do 21. roku życia. Nie zostanie tam zresocjalizowany, bo w takich miejscach resocjalizacja to fikcja. Co więcej, wyjdzie wcześniej za dobre sprawowanie i wielce prawdopodobne, że popełni kolejne zbrodnie. Inny nastolatek, który zmasakrował człowieka na śmierć, tłumaczył beztrosko: "Ja przecież nie chciałem go zabić. Gdybym chciał zabić, wyprułbym mu flaki".

Co zrobić, żeby dotrzeć do tych młodych ludzi?
Trzeba zacząć od podstaw. Od odbudowania autorytetu rodziny. Odejść od modelu: wszystko wolno, a rodzice i dziecko to równorzędni partnerzy. Poza tym zaostrzyć kary dla nieletnich przestępców. Oni przecież doskonale zdają sobie sprawę, że nawet jeśli dopuszczą się najgorszego, posiedzą tylko kilka lat. Ucieszyło mnie wprowadzenie obowiązkowych mundurków w szkołach. To też krok w dobrą stronę.