Ten podejrzewany o gigantyczne łapownictwo właściciel firmy mięsnej Farmutil odwiedził berlińskiego dentystę w drugiej połowie stycznia. Wziął od niego zaświadczenie o leczeniu. Później, 22 stycznia, poszedł z tym zaświadczeniem do niemieckiego notariusza, żeby potwierdzić autentyczność dokumentu.
Po co to wszystko? Bo dokumenty od dentysty i notariusza miały zagwarantować mu nietykalność. Były potrzebne polskim adwokatom Stokłosy, by złożyć do sądu wniosek o wydanie biznesmenowi listu żelaznego. Dzięki niemu nie zostałby aresztowany i mógłby zeznawać w swoim procesie z wolnej stopy.
Pytanie brzmi: skąd Stokłosa wiedział, że kilka dni później, czyli pod koniec stycznia, prokuratura wyśle za nim list gończy? Skąd wiedział, że szybko potrzebne mu będą dokumenty niezbędne do złożenia wniosku o wydanie listu żelaznego? Na te pytania musi odpowiedzieć prokuratura.