Religa, jak zawsze twardy, nie poddaje się. Nie zapomina, że jest lekarzem. Apeluje do Polaków: "Ludzie, rzućcie palenie!". Religa nie zamierza się wycofywać z życia politycznego - pisze "Fakt".

"Chcę być zdrowy, wrócić do pracy i swoich obowiązków. Mimo spekulacji uważam, że właśnie w takiej sytuacji nie powinienem się podawać do dymisji. Przemawiają za tym dwa powody - strajk lekarzy oraz planowane i opracowywane właśnie zmiany w służbie zdrowia" - mówi minister.

Religa, mimo śmiertelnej choroby, nie zamierza kapitulować. Tak jak zawsze do końca walczył o zdrowia pacjenta, tak i teraz mówi, że będzie pracować, dopóki jego misja - misja uzdrowienia służby zdrowia - się nie skończy.

Czy mu się to uda? Profesor jest przekonany, że inaczej być nie może. Wierzy w to tak samo, jak wierzył, iż uda mu się dokonać przeszczepu serca. I udało się. To właśnie on 5 listopada 1985 roku dokonał pierwszej udanej w Polsce transplantacji serca. Potem przyszły kolejne sukcesy, ale i porażki.

"Dla mnie przegraną zawsze była i jest śmierć pacjenta" - mówił "Faktowi" Zbigniew Religa. "Nigdy nie mogłem do tego przywyknąć" - wyznawał.

Długie godziny spędzone przy stole operacyjnym, ogromna odpowiedzialność za życie pacjenta i niewyobrażalny stres - to był chleb powszedni profesora. Tym, co pozwalało mu odreagować, były papierosy. Religa przyznaje, że od zawsze palił jak smok. Kilkadziesiąt papierosów dziennie. I nawet nie myślał o rozstaniu się z nałogiem. Jedyne, na co było go stać, to składanie obietnic, że już nigdy nikt nie zobaczy go z papierosem w oficjalnej sytuacji.

Po papierosach pojawił się też alkohol. On dawał mu chwilę zapomnienia o porażkach. Zdarzyło się i tak, że na stole operacyjnym Relidze zmarło 11 pacjentów z rzędu. Najbardziej bolała śmierć dzieci. Do końca życia będzie pamiętał, jak po trzydziestogodzinnej operacji zmarło mu na rękach 4-letnie dziecko. Gdy już poinformował o tym rodziców, Religa wszedł do pokoju lekarskiego, otworzył butelkę koniaku i wypił ją duszkiem.

"Alkohol dawał na parę godzin poczucie odreagowania tego wszystkiego, co było na zewnątrz" - opowiadał Religa. To właśnie na łamach "Faktu" przyznał, że był o krok od alkoholizmu. "Czułem, że zbliżam się do niebezpiecznej granicy, ale nigdy jej nie przekroczyłem. Był taki moment, że zacząłem łapać się na tym, iż w pracy myślę o tym, żeby pójść do domu i się napić. Wtedy wiedziałem, że nadszedł najwyższy czas, żeby coś z tym zrobić. I po prostu to zrobiłem. Powiedziałem sobie: od jutra zero alkoholu" - powiedział.

Profesor nie kryje, że sporo zawdzięcza swojej żonie Annie. "Jej zasługą było to, że jak byłem zalany, to nie wyrzuciła mnie z domu" - mówi.

To było ponad 10 lat temu. Od tamtej pory Zbigniew Religa sam nie sięga po alkohol. Jeśli pije, to tylko na przyjęciach. Nie przestał jednak palić, stresy musiał jakoś odreagowywać. A tych mu nie brakowało. Do pracy w szpitalu doszły obowiązki senatora. Potem stanął przed trudną decyzją: ratować ludzi w warszawskim Instytucie Kardiologii, czy też działać dla dobra ogółu. Wybrał to drugie. Odszedł ze szpitala i stanął do walki o fotel prezydenta RP. Po kilku miesiącach ostrej batalii wycofał się. Swojego poparcia udzielił Donaldowi Tuskowi z PO.

Ale długo porażki nie przeżywał, wkrótce po wyborach parlamentarnych został ministrem zdrowia. Znów poczuł wiatr w żaglach. I odpowiedzialność - tym razem za zdrowie i życie 38 milionów Polaków. Za życiowy cel postawił sobie uzdrowienie polskiej służby zdrowia. Co przypłacił własnym zdrowiem - zarwane noce, godzinne narady. Jak poradzić sobie z brakiem pieniędzy na leczenie? Jak zażegnać strajk lekarzy? Skąd wziąć pieniądze dla komorników, którzy już zajęli konta szpitalne?

Na tyle poświęcił się pracy, że zupełnie zapomniał o sobie. I choć często sam podkreślał, jak ważna jest profilaktyka, bagatelizował brak formy czy swoją niedyspozycję. Kto wie, jak długo zwlekałby z wizytą u lekarza. "To, że tak wcześnie wykryto u mnie raka, zawdzięczam swojej sekretarce. To ona namówiła mnie do tego, bym się przebadał" - opowiadał wczoraj ze łzami w oczach.

"Teraz stoi przed kolejnym wyzwaniem - musi wygrać z rakiem. - Jestem człowiekiem walki, dzięki profilaktyce mam duże szanse wygrać z chorobą" - dodaje. I choć teraz czeka go ciężka operacja, nawet na chwilę nie zamierza puścić sterów resortu. Religa podkreśla, że jest w ciągłym kontakcie z ministerstwem i nadal sam podejmuje wszystkie decyzje. Nie zamierza się poddawać. Ma zresztą plany na najbliższe miesiące. "Jeżeli te wszystkie ustawy zostaną do listopada wprowadzone, będę mógł śmiało powiedzieć, że co miałem zrobić, zrobiem" - dodaje Religa.