Raport należy do Komisji Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, który prowadził dochodzenie w sprawie wypadku w kopalni "Halemba". Zginęło tam wówczas 23 górników. Komisja na temat tego raportu do tej pory milczała. DZIENNIK go zdobył. W dokumencie jest informacja, że w kopalni źle gospodarowano przeciwwybuchowym pyłem kamiennym. Co to oznacza? Zgodnie z przepisami w kopalniach metanowych, a taką jest "Halemba", stosunek pyłu kamiennego do węglowego powinien wynosić 80 do 20. Tylko wówczas można zapobiec tragedii. Tymczasem w próbkach badanych przez specjalistów znaleziono go maksymalnie 38 proc.

Standardem było 26-27 proc., ale były też miejsca, w których zawartość pyłu kamiennego nie przekraczała 9 proc. Dlaczego? Być może odpowiedź kryje się w cenie. Tona pyłu kamiennego w trzydziestokilogramowych workach kosztuje 100-270 zł. Drogo, zważywszy na potrzeby kopalni i pogoń za jak najwyższym zyskiem ze sprzedaży węgla.

Raport potwierdza również wcześniejsze spostrzeżenia członków komisji, którzy zjechali na dół na wizję lokalną. Rozbierane elementy obudów nie były wyciągane na powierzchnię, ale stawiane w chodnikach. Zagracenie pokładu mogło spowodować zaburzenie wentylacji, a w konsekwencji nagromadzenie się metanu.

Istotny fragment dokumentu dotyczy aparatu Dragera. To urządzenie monitorujące na bieżąco atmosferę podczas pracy górników. Wszystkie czujniki ustawione są na krytyczne dla życia pracujących ludzi wartości gazów. Taki aparat miał przy sobie sztygar wentylacji Krystian Sitek. On również zginął w katastrofie.

Członkom komisji udało się odczytać wskazania urządzenia. 21 listopada zeszłego roku wszystkie normy były przekroczone, atmosfera pod ziemią była wybuchowa. Czy sztygar z rozmysłem zezwolił na pracę mimo niebezpieczeństwa, czy też został do tego zmuszony? Na te pytania będzie musiała odpowiedzieć prokuratura.

Raport ujawnia też, że hermetyczne kopalniane wyłączniki stycznikowe (KWS) były otwarte, a ich obudowy poskręcane drutem. "To niedopuszczalne. W razie zwarcia lub przeciążenia KWS wyłączają się automatycznie. Nawet wewnętrzny łuk czy iskra nie przedostają się na zewnątrz. Jednak potrafią utrudnić pracę, wyłączając się wielokrotnie podczas zmiany. Stąd próba obejścia zabezpieczeń" - mówi jeden z członków komisji.

Wyłącznik przekazuje do urządzeń górniczych prąd o napięciu 500V. Przy takim napięciu o iskrę inicjującą wybuch naprawdę nietrudno. Zakończenie prac komisji nie kończy dochodzenia Prokuratury Okręgowej w Gliwicach w sprawie wybuchu w "Halembie". To ona ma znaleźć winnych tragedii, w której zginęło 23 górników. Dotychczas zatrzymano cztery osoby. Wobec trzech zastosowano areszt. Wszystkie były odpowiedzialne za BHP i wentylację pokładu w tej kopalni.

















Do tragedii w "Halembie" doszło z powodu 7 grzechów głównych:

• Lekceważenia przez dozór techniczny dopuszczalnych stężeń metanu w atmosferze. Mimo wskazań urządzeń i alarmów dźwiękowych oraz świetlnych zezwalania na pracę w tych warunkach.

• Braku właściwej gospodarki pyłem kamiennym neutralizującym niebezpieczną, wybuchową mieszankę pyłu węglowego i metanu.

• Oszukiwania przez sztygarów urządzeń monitorujących atmosferę i fałszowania raportów ze wskazań urządzeń. To powodowało uśpienie czujności kolejnych zmian górników zjeżdżających na dół.

• Cichego przyzwolenia na mostkowanie hermetycznych Kopalnianych Wyłączników Stycznikowych, które mogły wywołać iskrę inicjującą wybuch.

• Dopuszczania do pracy na dole osób bez kwalifikacji, doświadczenia górniczego i właściwego przeszkolenia z marnej jakości sprzętem z firm zewnętrznych.

• Lekceważenia przepisów BHP poprzez zagracanie chodników sprzętem przeznaczonym do wydobycia na powierzchnię, co mogło spowodować brak cyrkulacji powietrza w pokładzie i w efekcie duże stężenie metanu.

• Pogoni za zyskiem i dodatnim wynikiem finansowym bez względu na konsekwencje i bezpieczeństwo ludzi.