"Nieludzkie zamieszanie" - tak białoruska telewizja ocenia działania władz. To one, według opozycjonistów, nakazały emisję programu o "polskich szpiegach". To pewnie ludzie Łukaszenki kazali też zamieścić sprostowanie jeszcze przed pokazaniem programu. Nawet Białorusini zdążyli się już w tym wszystkim pogubić.

Według telewizji białoruski wywiad rozbił pięcioosobowa siatkę szpiegowską zanim udało się jej wykraść jakiekolwiek tajemnice. A planowali przekazać Polakom informacje o systemie obrony przeciwlotniczej Białorusi i Rosji, głównie systemów przeciwrakietowych S-300.

Na czele siatki stał Białorusin - mjr Władimir Ruskin. Polacy mieli złapać go na przemycie wódki. Wtedy namówili go do współpracy i kazali założyć siatkę szpiegowską. Major zwerbował trzech Białorusinów i Rosjanina. Ale zanim na dobre zaczęli działać, zareagował białoruski wywiad. Według telewizji ich wina nie podlega żadnej wątpliwości. Za zdradę państwa grozi im 15 lat.

Ale dzień przed emisją programu na stronach internetowych ONT pojawiło się sprostowanie. "Wcześniej w prasie zagranicznej pojawiły się przekręcone doniesienia, że zatrzymani byli jakoby polskimi szpiegami. Jak wyjaśnili <Naszym Wiadomościom> w KGB, ta informacja jest błędna" - napisano. "To jakaś paranoja. Coś tu jest namieszane" - ocenił białoruski opozycjonista.